Serwis specjalny poświęcony sprawie Madzi z Sosnowca
Coraz więcej wiadomo na temat konfliktów, które pojawiały się w rodzinie Katarzyny i Bartka W., rodziców tragicznie zmarłej Magdy. Beata Cieślik, matka Bartka, ujawnia, że między nią a synową iskrzyło.
- Wiadomo, były różne zgrzyty, bo byłyśmy dla siebie obcymi ludźmi. To była żona syna, krótko się znałyśmy - mówiła mediom Beata Cieślik.
Dodała, że mimo to synowa miała w niej wsparcie, ale ciężko było do Katarzyny dotrzeć.
Dwa miesiące po narodzinach Magdy Katarzyna pokłóciła się z teściową o domowe obowiązki.
- Kasia się obraziła. Powiedziałam jej, że ma tutaj męża i dziecko. Ośmiała mi się w twarz i wyszła. Po 5 dniach przyszła zajrzeć do małej - opowiadała babcia Magdy.
Katarzyna W. w rodzinnym domu też nie miała lekko. Przemoc, alkohol, niedostatek. Jej rodzinie policjanci założyli tzw. niebieską kartę. W liceum próbowała sobie odebrać życie. Nie zdała matury. Ratunku wypatrywała w kościele i w grupach modlitewnych.
- Szukała swojego miejsca w życiu - mówi ks. Jarosław Kwiecień z diecezji sosnowieckiej.
Bartka poznała w kościele. Ciąża, ślub cywilny, poród. Miało być pięknie, ale nie było.
Zdaniem psychologów, nie zaakceptowano jej, dlatego szukała dla siebie ratunku. AMC
Reportaż o Katarzynie W. i jej rodzinie czytajcie w piątek w Dzienniku Zachodnim
Katarzynę W. areszt w tej chwili chroni
Rozmowa z prof. Katarzyną Popiołek, psychologiem społecznym z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
Teściowa Katarzyny W. przed kamerami wyznała, że synowa była dla niej "obcą osobą, żoną syna, bo krótko się znały". O czym takie słowa mogą świadczyć?
To straszna bzdura. Synowa jest w rodzinie. Nie wolno jej absolutnie nazywać "obcym człowiekiem". Obcy oznacza odrzucenie. To jest znamienne w tej sprawie. Potwierdza, że matka Magdy czymś się jednak kierowała, gdy po upadku dziecka - zamiast je ratować i szukać pomocy - ratowała siebie jako matkę.
Co w takim razie działo się w tej rodzinie?
Relacje musiały być tam naprawdę trudne, mocno napięte. Z drugiej strony matka dziecka być może była też osobą niedojrzałą. Ale w takiej sytuacji rodzina powinna jej pomóc, a nie tylko wypominać błędy. W tym wypadku popełniono poważne błędy.
W poniedziałek Katarzyna W. wypiła prawdopodobnie kilka łyków detergentu. To był jej krzyk o pomoc?
Nie sądzę, żeby myślała, że w ten sposób może się zabić. Raczej chciała zwrócić na siebie uwagę. Ona się pogubiła w kłamstwie. Jest przerażona. Chce nam wszystkim pokazać, że też ma uczucia, cierpi, boleje nad stratą dziecka.
Dzisiaj sąd będzie zastanawiał się, czy Katarzyna W. powinna opuścić areszt. Czy w domu w Sosnowcu jest dla niej miejsce? Czy może tam wrócić?
Nie wyobrażam sobie tego. W tym przypadku areszt ją chroni. Zwolnienie nie poprawi sytuacji, w jakiej się znalazła. Ona potrzebuje pomocy. Sytuacja nie dojrzała do tego, by wróciła do domu. Wokół tej sprawy jest zbyt wiele emocji. To musi się wyciszyć.
W miejscu, gdzie znaleziono ciało dziecka, stale palą się znicze. Ludzie przychodzą i reagują emocjonalnie.
To istne szaleństwo. Sprawa została niezwykle nakręcona. Nie da się ukryć, że także przez media. W sosnowieckim parku rządzą prawa tłumu, histeria i egzaltacja.
Bo też ludzie czują się oszukani przez matkę. Czy gdy w przyszłości zginie dziecko mogą odmówić pomocy?
Nie sądzę. W ciężkiej sytuacji potrafimy zachować się solidarnie. Lepiej raz pomóc niepotrzebnie, niż nie pomóc w prawdziwej potrzebie.
*NAJZABAWNIEJSZE ŚLĄSKIE SŁOWA - WYNIKI PLEBISCYTU
*WALCZYMY O USTAWĘ METROPOLITALNĄ - POZNAJ EFEKTY
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?