Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Matka zabiła dziecko. Sprawą półrocznej Madzi z Sosnowca żyła Polską. 24 stycznia mija 11 lat od tragicznych wydarzeń

Katarzyna Wiśniewska-Lewicka
Katarzyna Wiśniewska-Lewicka
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Archiwum Polska Press
Zabójstwo sześciomiesięcznej Madzi z Sosnowca przez jej matkę wstrząsnęło opinią publiczną. Dzisiaj, 24 stycznia, mija 11 lat od tamtych dramatycznych wydarzeń. Czas płynie, a ludzie wciąż pamiętają o tragedii małej dziewczynki.

Spis treści

Wtorkowy wieczór, 24 stycznia 2012 r. media podają wiadomość: „Około godz. 18.00 w Sosnowcu, na ul. Lwowskiej, tuż pod blokiem dziadków, porywacz zaatakował młodą matkę i porwał z wózka sześciomiesięczne niemowlę”.

Młoda matka, której uprowadzono dziecko, to niespełna 22-letnia wówczas Katarzyna Waśniewska. Jej córeczkę, Madzię, porwał z wózeczka nieznajomy mężczyzna. Matka dokładnie opowiedziała, jak to było: szedł za nią przez jakiś czas, potem uderzył ją w głowę, a gdy straciła przytomność – zabrał dziecko i uciekł. Katarzyna podała jego rysopis i dokładnie opisała, w co był ubrany.

Tego mężczyznę odnaleziono potem w toku śledztwa. Miał żelazne alibi.

Oddajcie mi moją perełkę

„Wzrost około 60-70 cm, oczy koloru ciemnozielonego (oliwkowe), widoczny wyrzynający się ząb – dolna jedynka, włosy bardzo krótkie, niemowlęce, koloru ciemnobrązowego, wytarte z tyłu głowy.”  - opisywała Katarzyna Waśniewska córeczkę w komunikacie, który trafił do wszystkich mediów, najpierw na Śląsku i w Zagłębiu, a potem – w całej Polsce.

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Archiwum Polska Press

Wszyscy widzieli i rozpoznawali to zdjęcie: wielkie, pełne ciekawości zielone oczka, rzadkie włoski, malutkie rozchylone usteczka, sweterek w paski. Było we wszystkich gazetach, wisiało na słupach ogłoszeń, płotach – wszędzie. O porwanym dziecku mówiły wszystkie stacje telewizyjne i radiowe.

- Oddajcie nam naszą perełkę - błagali młodzi rodzice.

Zrozpaczona matka nie pokazywała twarzy. Chowała ją w cieniu.

Sosnowiec został postawiony w gotowości bojowej. Przeczesywano miasto, zatrzymywano samochody na ulicach, przesłuchiwano dziesiątki osób. W poszukiwaniach wzięła udział nie tylko policja. Zaangażowali się w nie także mieszkańcy Sosnowca i ościennych miast. Wszyscy współczuli młodym rodzicom.

Za informacje, które mogą doprowadzić na ślad dziecka policja, sosnowiecki samorząd i ludzie prywatni wyznaczyli nagrodę – kwota sięgała 160 tysięcy zł. Wszystko na nic. Do czasu, gdy w akcję włączył się Krzysztof Rutkowski, znany właściciel biura detektywistycznego. 29 stycznia 2012 r. zorganizował konferencję prasową, podczas której, wraz z Katarzyną i przybitym Bartłomiejem – ojcem dziecka, prosił porywacza o oddanie Madzi. Razem zapewniali, że jeśli odda dziewczynkę - nie spotka go kara.

Po konferencji Katarzyna poszła do kina. Na horror.

Ten kocyk był taki śliski...

Zaangażowanie lubiącego szum medialny Rutkowskiego nie zmiękczyło serca porywacza. Miało jednak - jak się okazało – znaczący wpływ na bieg wydarzeń. 2 lutego 2012 r., podczas rozmowy z nim, Katarzyna „pękła” i powiedziała „prawdę”. Dziecko nie zostało porwane. Wysunęło jej się z rąk i upadło. Uderzyło główką o próg. Umarło. A ona ukryła zwłoki.

- Ten kocyk był taki śliski... - płakała.

Historię z porwaniem wymyśliła, bo się bała.

Wyznając Rutkowskiemu, że był to wypadek, pokazała kamerom swoją twarz. Ładna dziewczyna, delikatna, niewinna. Włosy ciemne, gładkie, skromne. Biedna...

Katarzyna Waśniewska wskazała Rutkowskiemu, gdzie rzekomo ukryła ciało dziecka. Policja znalazła je jednak jakieś 1,5 km od miejsca, które pokazywała - w kompleksie parkowym przy ul. Żeromskiego, przy torach kolejowych za halą Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Sosnowcu. Martwa dziewczynka została ukryta w zrujnowanym budynku (dziś już go nie ma). Ubrana w kombinezonik opisywany przez matkę, leżała przykryta kamieniami. 11 dni na mrozie. Zamarzła na kamień. Obok niej różowy kocyk. Ten śliski.

Czy to był wypadek?

Katarzynę zatrzymano. Zarzut: nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.

Było jednak sporo „ale”. Katarzyna zeznała, że działała w szoku, była przerażona. Nie bardzo do tych zeznań pasował fakt, że na miejscu ukrycia zwłok znaleziono robocze rękawice, których użyła zakopując zwłoki, by nie zniszczyć rąk. I niedopałek papierosa, który wypaliła „po pracy”.

Ludzie przestali wierzyć, że śmierć była przypadkowa. Ale sąd zwolnił ją z aresztu.

Biały pogrzeb aniołka

Biała trumienka cała w kwiatach. Biały krzyż. Tabliczka „Żyła 6 miesięcy. Powiększyła grono aniołków”. Setki zniczy i maskotek pokrytych śniegiem. Małą Madzię żegnał na cmentarzu półtoratysięczny tłum. Pogrążona w rozpaczy rodzina, posępny ojciec, sąsiedzi, znajomi i nieznajomi. Były media, był Rutkowski. Matka nie przyszła.

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Archiwum Polska Press

To było zabójstwo

Choć podczas wstępnego śledztwa uznano, że dziecko rzeczywiście doznało urazu, nie od razu dało się stwierdzić, co dokładnie było przyczyną zgonu. Aby dogłębnie zbadać sprawę nie niszcząc dowodów, trzeba było zwłoki rozmrozić powoli...

Katarzynę aresztowano, kiedy okazało się, że biegli za przyczynę zgonu dziecka uznali uduszenie. Ale, mimo zarzutu zabójstwa, wypuszczono ją z aresztu na podstawie decyzji Sądu Okręgowego w Katowicach, który stwierdził, że kobieta nie będzie mataczyć.

Choć wciąż trwało śledztwo, Katarzyna bynajmniej nie ukrywała się przed ludźmi. Pozowała do zdjęć prasowych w kostiumie kąpielowym i konno, tańczyła na rurze w nocnym klubie. Ona żyła. Jesienią, kiedy zaczęło się wokół niej robić gorąco, uciekła na wieś koło Białegostoku. Z nowym partnerem, bo małżeństwo z ojcem Madzi ją rozczarowało. Wysłano za nią list gończy. Znaleziono ją w listopadzie. Ponownie trafiła za kratki.

„Kochany pamiętniczku...”

Katarzyna W. już nie budziła w ludziach współczucia. Media wyciągały kolejne fakty: okazało się, że prowadziła pamiętnik. Zapisała w nim, że ewentualny ślub z jej przyszłym mężem musi się skończyć katastrofą (pobrali się po czterech miesiącach znajomości z powodu ciąży). Wypisała 22 powody, dla których nie chce mieć dziecka. Wśród nich m.in. brak pieniędzy, dodatkowe obowiązki i... rozstępy. „Traktuję dziecko jak wroga” - napisała.

Śledczy sprawdzili też jej komputer. Okazało się że, będąc w ciąży, szukała w internecie informacji, jakie środki trzeba zażyć, by poronić. Potem zaczęła przygotowywać się do zabicia dziecka. W wyszukiwarce znaleziono hasła: „zasiłek pogrzebowy niemowlaka”, „nieumyślne spowodowanie śmierci”, „kremacja niemowlaka”.

Zdaniem śledczych, Katarzyna wcześniej już próbowała zabić swoje dziecko: przez zaczadzenie. Przeszkodził jej w tym mąż. Wrócił za wcześnie do domu. Nie udało się.

Dlatego wymyśliła porwanie. Zainspirował ją film „Kolor zbrodni”. Zrobiła to samo, co filmowa bohaterka.

Proces stulecia

17 lutego 2013 r. ruszył w Katowicach proces. Mówiła o nim cała Polska. Media relacjonowały go „na żywo” (choć część została wyłączona z jawności). Doliczono się obecności 75 dziennikarzy z 70 redakcji.

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Archiwum Polska Press

Psychologowie stwierdzili, że matka Madzi jest patologiczną kłamczynią i nie ma uczuć wyższych. W jej wypadku nie może być mowy o resocjalizacji. Prokuratura domagała się dożywocia. Nie pomogła prawie siedmiogodzinna mowa obrońcy z urzędu.

Katarzyna W. nie przyznała się do winy. Podczas procesu siedziała spokojnie, bez śladu emocji na twarzy. Ubrana i uczesana skromnie, ale elegancko, w czarny, stosowny kostium, z dyskretną biżuterią, wyglądała jak zabłąkana tam przypadkowo asystentka prezesa jakiejś korporacji.

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Archiwum Polska Press

Sąd skazał ją na 25 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o zwolnienie po 15 latach. I prokurator, i obrońcy, złożyli apelację: prokurator chciał więcej, adwokat mniej. Bezskutecznie. 17 października 2014 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał wyrok. 22 lipca 2015 r. Sąd Najwyższy oddalił kasację obrony. Wyrok stał się ostateczny.

Niedobre jedzenie

Nie wiadomo, gdzie Katarzyna odsiaduje karę. Kobieta zastrzegła, że nie pozwala udzielać informacji w tej sprawie. Sama jednak początkowo chętnie rozmawiała z tabloidami. Dzieciobójczynie nie mają za kratkami łatwego życia. Skarżyła się na to, jak źle jest traktowana w więzieniu. I że źle ją tam karmią.

Od pewnego czasu zamilkła.

Bartłomiej Waśniowski wyjechał za granicę i rozwiódł się z żoną.

Sąd zgodził się na podanie personaliów i twarzy kobiety do publicznej wiadomości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto