Teraz właściciele sprowadzonych samochodów nie mogą uwierzyć, gdy otrzymują od celników pisma wzywające do zapłaty akcyzy z odsetkami.
- Izba Celna każe nam płacić drugi raz, mimo że wydawała dokumenty potwierdzające opłacenie akcyzy. To jest skandal - denerwują się oszukani.
Jednym z nich jest Grzegorz Klejnowski, mieszkaniec podraciborskich Owsiszcz, który w czerwcu ubiegłego roku u operatora usług pocztowych zapłacił ponad tysiąc złotych podatku za sprowadzoną toyotę yaris. Zamiast iść na pocztę, po załatwieniu formalności w raciborskim oddziale Izby Celnej, odwiedził sąsiadujący z nią punkt PAF-u przy ul. Kościuszki. Miało być szybko i tanio.
- Niedawno zostałem wezwany na policję i byłem przesłuchiwany w roli pokrzywdzonego. Nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero później dostałem pismo z Izby Celnej, w którym upomina się mnie, że mam zapłacić akcyzę. Wysłałem zażalenie na działanie izby, bo to jest oburzające. Przecież ci sami urzędnicy potwierdzili zapłatę akcyzy - mówi Grzegorz Klejnowski.
Inni mówią wprost, że celnicy potwierdzali nieprawdę.
W katowickim oddziale Izby Celnej przekonują nas, że pieczątka naczelnika na dokumencie potwierdzającym uiszczenie opłaty o niczym jeszcze nie świadczy. - Zgodnie z przepisami ordynacji podatkowej, za datę uiszczenia podatku uważa się dzień dokonania wpłaty w agencji. Na tej podstawie mieliśmy uprawnienia, żeby potwierdzać wpłatę - przekonuje Aldona Węgrzynowicz, rzecznik prasowy Izby Celnej w Katowicach. - Rozumiemy, że ludzie mogą czuć się pokrzywdzeni, ale to są pieniądze budżetu państwa, które musimy wyegzekwować. Odsetki także - dodaje.
Dlaczego wcześniej nie zauważono, że w kasie brakuje pieniędzy?
- Na sprawdzenie dokumentów finansowo-księgowych mamy pięć lat. I tak szybko do tego doszliśmy. Takich deklaracji mamy kilkadziesiąt tysięcy rocznie. Przeprowadziliśmy własne dochodzenie i zauważyliśmy, że brakuje pieniędzy z konkretnego miejsca. Dlatego zawiadomiliśmy prokuraturę - mówi Aldona Węgrzynowicz.
Dochodzenie trwa. - Musimy przesłuchać mnóstwo osób, poszkodowanych może być nawet tysiąc mieszkańców i to z całego Śląska - mówi Danuta Kozakiewicz, prokurator rejonowy z Raciborza. - Będziemy też wzywać pracowników raciborskiej firmy - dodaje.
Tymczasem Jerzy C., który z PAF-em podpisał umowy na prowadzenie kilku punktów w Raciborzu, nie chce komentować sprawy.
- Policja i prokuratura prowadzą postępowanie. Do czasu wyjaśnienia sprawy nic nie będę mówił - stwierdził w rozmowie z nami Jerzy C., rzucając tylko, że pieniędzy nikt nie ukradł, tylko "pochłonęły je koszty funkcjonowania oddziału w Raciborzu".
Tymczasem w centrali PAF-u w Białymstoku odbijają piłeczkę twierdząc, że firma z Raciborza działała na własną rękę.
- Z raciborską firmą mieliśmy podpisane dwa rodzaje umów - agencyjną na prowadzenie usług pocztowych oraz franczyzową, na podstawie której firma prowadziła punkt finansowy, w którym pobierała opłaty za akcyzę. Ta druga umowa daje dużą swobodę działania. Firma z Raciborza działała w imieniu własnym i na własny rachunek - mówi Marek Sadowski z firmy PAF Operator Pocztowy z Białegostoku.
- Nasza rola jest tożsama z rolą banku. Gdy były przesyłane raporty i pieniądze na ich pokrycie, to transakcja była realizowana, a w innym przypadku do niej nie dochodziło - mówi Sadowski, dodając, że gdy podczas kontroli okazało się, że firma z Raciborza "nie raportuje" wszystkich transakcji, rozwiązano z nią umowę.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?