Mieszane patrole ratowników GOPR i policji zaczęły patrolować jurajskie szlaki. Wspólna akcja ratowników górskich i stróżów prawa zaplanowana jest do końca wakacji.
- Mieszany patrol, wyposażony w nasz samochód terenowy, wyrusza tylko w weekendy i święta, kiedy Jura przeżywa oblężenie. Ma też zdublowany systemem łączności: ratowniczy i policyjny - mówi Piotr Van der Coghen, naczelnik Grupy Jurajskiej GOPR. - Wystawienie większej liczby patroli uniemożliwia brak sprzętu i środków. Nie mamy dodatkowych aut terenowych ani pieniędzy na paliwo.
- Zadaniem patrolu jest ciągłe kontrolowanie najbardziej obleganych skał, tras rowerowych i zbiorników wodnych - dodaje komisarz Zenon Wójcik z zawierciańskiej Komendy Powiatowej Policji. - Mieszana grupa natychmiast po wezwaniu może podjąć interwencję.
Tymczasem na szlakach, ostańcach i jaskiniach nie tylko robi się coraz tłoczniej. Wiele osób zapomina o podstawowych zasadach poruszania się po górach. Doskonałym przykładem był sobotni wypadek w Jaskini Głębokiej koło Podlesic.
Grupa turystów podjechała pod wejście autokarem, po czym zeszła do wnętrza zupełnie nie przygotowana do wyprawy. Nie mieli lin, latarek, kasków, a nawet odpowiedniego stroju. Wśród turystów była m.in. 61-letnia mieszkanka Rudy Śląskiej, która penetrowała jaskinię w butach na koturnie. Poślizgnęła się na nierównym podłożu i upadła, łamiąc nogę. Konieczna była interwencja ratowników. Za pomocą lin GOPR-owcy wyciągnęli ranną na powierzchnię, gdzie przygotowano prowizoryczne lądowisko dla śmigłowca. Niefortunna turystka zakończyła jurajską wycieczkę lotniczą podróżą do sosnowieckiego szpitala.
- Do jaskiń nie można wchodzić bez światła i podstawowego sprzętu asekuracyjnego - podkreśla Piotr Van der Coghen. - Dążenie do uatrakcyjnienia wycieczek nie powinno odbijać się na bezpieczeństwie turystów.
W sobotnie przedpołudnie policjanci i ratownicy Grupy Jurajskiej GOPR z psami oraz dziesięć zastępów OSP szukało w lasach koło Włodowic 13-latki, która "zawieruszyła" się podczas familijnej wycieczki.
Idąca w luźnym, mocno rozciągniętym szyku rodzina brak nastolatki zauważyła koło południa. Po krótkich poszukiwaniach o zaginięciu poinformowano policję. Akcja ratownicza szybko nabrała rozmachu. GOPR-owcy z psami i strażacy przeszukiwali las. Gdy w akcji brała udział setka osób, dziewczynka wyszła z lasu wprost na policyjny patrol.
- Tak, niestety, często kończy się źle rozumiany "luz". W dobrze zorganizowanej grupie turystów przy słonecznej pogodzie nikt nie ma prawa się zgubić - mówi Piotr Van der Coghen. - Góry nie wybaczają beztroski i improwizacji.
Przykładem jest wypadek w Mirowie, gdy mężczyzna próbował pomóc młodej kobiecie zejść z murów zamku. Pożyczył linę od wspinaczy, zawiązał o rachityczne drzewo na koronie murów, ewakuowaną posadził na plecy i zaczął schodzić. Oboje spadli, a pasażerka po złamaniu kręgosłupa jest sparaliżowana.
Oddzielnym problemem są koszty akcji ratowniczych. Dziewczynki pod Włodowicami szukało stu ratowników z kilkunastoma samochodami, czterokołowcami oraz parą psów. Zużyto setki litrów paliwa. Wydano na akcję tysiące złotych.
- Za wszystko zapłaci podatnik - mówi komisarz Zenon Wójcik. - Kosztami można obciążyć jedynie sprawców fałszywych alarmów.
- Pomoc ratowników generalnie powinna być bezpłatna - twierdzi Piotr Van der Coghen. - Przy wprowadzaniu odpłatności za akcje wynikające z zaniedbania, należy korzystać z cudzych doświadczeń. W Niemczech np. płaci się za pracę ratowników, gdy sprawca wypadku był nietrzeźwy.
Niestety, na jurajskich szlakach często można spotkać młodych ludzi z puszkami piwa w ręku.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?