Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Błękitna Ludwika należała do rodu Mieroszewskich. Co się stało, że pojawia się jako duch?

Grażyna Kuźnik
Błękitna Ludwika o której duchu opowiada całe Zagłębie, istniała naprawdę. Niczym wielkim nie zapisała się w historii swojej ziemi. Nie była społecznicą, nie interesowała ją nauka czy sztuka. Nie była też piękna. A jednak do dzisiaj przetrwała w ciepłej pamięci mieszkańców, znających dzieje jej nieszczęśliwej miłości. Stała się przez to bliska każdemu, kto potrafi współczuć.

Ludwika była córką Józefa Mieroszewskiego, pana na Zagórzu. jednego z niewielu polskich właścicieli ziemskich w tym regionie. Jego ojciec Stanisław jako pierwszy pisał się jako dziedzic Zagórza, Klimontowa i Niwki, chociaż osiadł w Gzichowie. Ożenił się z Magdaleną von Szamb, o której rodzie niewiele wiadomo. Miał z nią wiele dzieci, ale dłużej przeżył tylko Józef, urodzony w 1759 roku.

Przyszły ojciec Ludwiki urodził się w modrzewiowym dworku, dorastał jednak w pałacu. Ród stawał się coraz bogatszy. To Józef pierwszy w rodzinie otrzymał tytuł hrabiowski z rąk króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, miał wtedy 40 lat. Polscy patrioci co prawda sarkali na takie pruskie tytuły, ale Józef nie zajmował się polityką, tylko gospodarką.

Jego pasją była hodowla owiec i za sukcesy w tej dziedzinie był często nagradzany. Żenił się dwukrotnie, nie doczekał się jednak męskiego potomka. Miał trzy córki. Jedną z nich była właśnie Ludwika, którą ustanowił dziedziczką Zagórza. Był to jej posag, bo Józef bogato wyposażając córki, spodziewał się udanych zięciów i wielu wnuków. Niestety, Ludwika jak się okazało, była ostatnią z zagórsko-gzichowskiego odłamu rodu Mieroszewskich.

Najstarsza siostra Felicja wyjechała do Obiechowa koło Jędrzejowa z mężem Teofilem Wężykiem i ślad po niej przepadł. Rodzina jej nie znosiła. Może dlatego, że była córką pierwszej żony Józefa? Najmłodsza Konstancja szybko zmarła. Nadzieją rodu była więc Ludwika.

I panna zakochała się w młodym, polskim arystokracie Niemojewskim. Była to podobno szalona miłość, bo młodzieniec był wyjątkowy. Piękny, mądry i bogaty.
Odbyły się wspaniałe zaręczyny, o których długo opwiadano. Ludwika miała na sobie prześliczną błękitną suknię, zamówioną z tej okazji nie w Berlinie, ale w Warszawie. Narzeczony nałożył mundur, bo był to czas wojen napoleońskich. Najszczęśliwsze chwile w życiu Ludwiki trwały krótko. Zaraz po ceremonii narzeczony wyjechał na wojnę.

Nie wracał przez lata. Hrabia Józef w lęku zdrowie psychiczne dziewczyny, kazał jej poślubić gospodarnego hrabiego Wicentego Siemieńskiego. Nie kochała go. Po ślubie, gdy już przestała czekać, u drzwi pojawił się powóz z posiwiałym mężczyzną, wciąż jednak ze śladami wielkiej urody. Rozmowa tej pary była krótka. Ludwika nie wyjawiła, dlaczego ukochany nie wrócił po klęsce Napoleona. I dlaczego odjechał. Znalezioną ją omdlałą. Nigdy już nie doszła do siebie, a wkrótce zmarła. Odtąd pojawia się jako duch w gzichowskim pałacu, tańcząc na pierwszym piętrze w błękitnej sukni.

Hrabia Józef nie doczekał się wnuków. Pałac przejęło w końcu Sosnowieckie Towarzystwo Kopalń i Hut.

Codziennie świeże informacje z Zagłębia prosto na e-maila. Zapisz się do newslettera "Sosnowiec"!


*TOP 10 NAJZABAWNIEJSZYCH ŚLĄSKICH SŁÓW
*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto