Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patologicznych zbieraczy w Sosnowcu coraz więcej. MOPS chce pomóc, prawo zabrania

Adam Tobojka
Adam Tobojka
W ubiegłym roku Miejski Ośrodek Pomocy społecznej interweniował w 30 przypadkach zbieractwa na terenie miasta, co jest wzrostem o 50 procent z rokiem ubiegłym. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
W ubiegłym roku Miejski Ośrodek Pomocy społecznej interweniował w 30 przypadkach zbieractwa na terenie miasta, co jest wzrostem o 50 procent z rokiem ubiegłym. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE MOPS Sosnowiec
„To wszystko jeszcze kiedyś mi się przyda” – słyszą przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, interweniujący w mieszkaniach nałogowych zbieraczy. Syllogomania – medyczna nazwa zbieractwa – to problem, z którym pracownicy socjalni spotykają się coraz częściej.

W Sosnowcu w ubiegłym roku zarejestrowano trzydzieści środowisk, w których pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej spotkali się z przypadkami zbieractwa. Syllogomania – inaczej patologiczne zbieractwo – to zaburzenie psychiczne, polegające na trudnościach z pozbywaniem się niepotrzebnych przedmiotów. Osoby dotknięte tą przypadłością gromadzą w swoich mieszkaniach tysiące przedmiotów, które osoba postronna uznałaby za śmieci. Dla chorego to wszystko przedmioty, które kiedyś mu się jeszcze przydadzą.

Kupowała garnitury dla nieżyjącego męża

Jak wyglądają mieszkania osób, cierpiących na patologiczne zbieractwo? Wiele zależy od zaawansowania schorzenia. W niektórych przypadkach to zagracone mieszkanie, w innych – prawdziwy skład odpadów, z pozostawionymi tylko niewielkimi przestrzeniami na codzienną egzystencję.

- Czasami te mieszkania wyglądają tak, że nie można nawet otworzyć drzwi. W jednym z mieszkań sytuacja wyglądała tak, że niemal całe mieszkanie zawalone było śmieciami, pozostawione były tylko wąskie ścieżki, służące do przemieszczania się między pomieszczeniami. W tym wszystkim były jeszcze zwierzęta, dwa koty. Inna osoba zbierała ciuchy. Kupowała je na kilogramy w sklepach z odzieżą używaną, przynosiła całe worki, nawet ich nie rozpakowywała tylko rzucała na jedną kupę. Dwa razy zdarzyły się dewocjonalia, jedna pani całe mieszkanie wypełniła figurkami, obrazkami, kielichami i różańcami. Wszystkie osoby łączy przekonanie, że to przedmioty, które się im przydadzą, że znajdą dla nich zastosowanie – mówi Iwona Rup-Staroń, kierownik zespołu pracy socjalnej w sosnowieckim MOPS-ie.

To właśnie przekonanie o przydatności gromadzonych przedmiotów jest jedną z podstaw patologicznego zbieractwa. Cel, w którym przedmioty są znoszone do domu nie musi być logiczny: jedna z mieszkanek miasta, w której sprawie interweniowali pracownicy socjalni, znosiła do mieszkania męskie ubrania i garnitury, które – jak tłumaczyła – przydadzą się jej mężowi. Jak się potem okazało – mężczyzna nie żył od dziesięciu lat, co nie przeszkadzało wdowie w kompletowaniu garderoby dla partnera.

Często jednak zbieracze nie kierują się konkretnym kluczem, znoszą do domu wszystko, co wpadnie im w ręce i wyda się przydatne. Puszki i butelki? Kiedyś je oddadzą na skupie i zarobią. Gazety? To makulatura, którą również można sprzedać. Popsute urządzenia AGD i RTV mogą być źródłem części zamiennych, popsute meble można naprawić, ciuchy przydadzą się na zimę i do oddania bliskim. Oczywiście przedmioty w domu zbieracza nigdy już go nie opuszczają, przykryte kolejnymi zdobytymi fantami.

Marek Kopczacki z sosnowieckiego MOPS-u wspomina, że widział kiedyś osobę niosącą kołdrę, wyciągniętą wcześniej ze śmietnika.

- Nie wiadomo, jak się kołdra w śmietniku znalazła. Może miał ją wcześniej ktoś chory i stwierdził, że się jej pozbędzie. Osoba, która ją wyciągnęła ze śmieci poruszała się później komunikacją miejską. Nie wiadomo, czy nie naraziła współpasażerów na kontakt z chorobą. Zbieractwo to nie tylko problem samego zbieracza, ale zagrożenie sanitarne dla wszystkich dookoła – mówi.

„Mieszkania zbieraczy to tykające bomby biologiczne”

Zagrożenie sanitarne, związane z zbieractwem to realny problem. Zbieracze nie ograniczają się jedynie do przedmiotów, do swoich lokali znoszą także jedzenie, które znajdują na śmietnikach. To nigdy nie zostaje zutylizowane, dołącza do stert śmieci i powoli się rozkłada, przyciągając robactwo, które później roznosi się po całym bloku, znacząco podnosząc ryzyko występowania chorób.

Większość osób, w sprawie których interweniował sosnowiecki MOPS, to osoby starsze, u których zbieractwo połączone jest z Zespołem Diogenesa, czyli zaburzeniem, przejawiającym się często całkowitym zaniedbaniem higieny osobistej i minimum sanitarnego w mieszkaniu. Połączenie obu tych przypadłości skutkuje często nie tylko fatalnym stanem mieszkania – pracownicy wspominają przypadki, gdzie wchodzili do mieszkań, gdzie osoby załatwiały potrzeby fizjologiczne do wanny czy wiadra ze względu na niedrożne toalety, a w kuchniach piętrzyły się stosy odpadów – ale również zwiększa ryzyko wystąpienia ognisk choroby.

- Problemem są ludzie, którzy posiadają własne domki wolnostojące. Składują zbierane przez siebie rzeczy nie tylko wewnątrz, ale także na podwórzach. W takich przypadkach często mieliśmy zgłoszenia o szczurach, które zaczęły się gnieździć w takich miejscach – mówi mówi Iwona Rup-Staroń.

Co mogą zrobić w takim przypadku pracownicy socjalni? Niestety, niewiele. Poza zgłoszeniem przypadku do Sanepidu jedynym działaniem jakie podjąć mogą są rozmowy z samymi zbieraczami i próby nakłonienia ich do uprzątnięcia samego mieszkania. Sanepid natomiast interweniować może jedynie w przypadku, gdy zgłoszenie dotyczy przestrzeni wspólnych, takich jak korytarze czy pwinice.

- Nie wiemy, skąd takie osoby biorą swoje rzeczy. Mogą to być przedmioty osoby zmarłej, chorej. Takie rzeczy powinny być utylizowane, a trafiają do prywatnego mieszkania. Stamtąd choroby mogą być roznoszone przez robactwo na cały blok i wtedy problem mamy nie tylko z jedną chorą osobą, ale całym budynkiem ludzi, którzy cierpią na skutek zachowań jednego lokatora. To nawet może być zagrożenie życia. Nam przepisy nie pozwalają interweniować, a taka osoba stanowi zagrożenie dla wszystkich dookoła – mówi Marek Kopczacki.

Prawo własności ponad uprawnieniami MOPS-u

Co zrobić mogą pracownicy MOPS-u w interwencjach w sprawie zbieraczy? Poza powiadomieniem Sanepidu o możliwym zagrożeniu sanitarnym – niewiele. Ich interwencja zależy w głównej mierze od dobrej woli samego zbieracza. Bez pozwolenia nie mogą rozpocząć sprzątania mieszkania, nie mogą nawet wejść do lokalu.

- Polskie prawo wyraźnie mówi, że każdy ma prawo do samostanowienia i jeżeli nie ma bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia nie ma możliwości wejścia do mieszkania w asyście służb, a zbieranie śmieci nie jest tego typu przypadkiem. Sądy również stanowią na rzecz zbieraczy, więc ścieżka prawna zazwyczaj odpada, a namówienie kogoś do posprzątania mieszkania często graniczy z cudem – wyjaśnia Iwona Rup-Staroń.

Na poparcie swoich słów przytacza jedną z spraw z ubiegłego roku, gdy to pracownik socjalny, po kilkunastu tygodniach starań namówił zbieraczkę do uprzątnięcia mieszkania. Kobieta kupiła nawet worki na śmieci, by uprzątnąć wszystkie rzeczy, jednak gdy przedstawiciele MOPS-u pojawili się mieszkaniu poprosiła o jeden dzień zwłoki – nie wiedziała jeszcze, ile z przedmiotów może wyrzucić, a ile zachować. Sytuacja powtarzała się przez kilka kolejnych dni, aż podopieczna MOPS-u całkowicie zrezygnowała z pomysłu. Jej mieszkanie pozostało nieposprzątane.

Prawo zabrania uprzątania mieszkań zbieraczy- bez pisemnej zgody właścicieli: w świetle przepisów takie działanie widziane byłoby jako kradzież. Gdy uda się taką zgodę pozyskać, wynajęta zostaje firma sprzątająca, która pozbywa się zgromadzonych przez takie osoby przedmiotów. Niestety, takie rozwiązanie udaje się wypracować niezwykle rzadko.

Jakie są prawne możliwości rozwiązania problemu zbieractwa? Rząd daje możliwość ingerencji spółdzielniom poprzez ustawę o własności lokali. W jej myśl, jeżeli właściciel lokalu wykracza w sposób rażący i uporczywy przeciwko obowiązującym standardom lokatorskim lub stwarza zagrożenie dla pozostałych mieszkańców wspólnoty, ta zażądać może sprzedaży lokalu w formie licytacji na wniosek sądu. Jednak na to rozwiązanie spółdzielnie decydują się nad wyraz rzadko.

- Swego czasu takie informacje wysyłaliśmy do wszystkich spółdzielni na terenie miasta, jednak mało która podjęła kroki, by takie wyjście zastosować. Dużo łatwiej jest wysłać zawiadomienie do MOPS-u – podsumowuje Iwona Rup-Staroń.

Najważniejsze jest leczenie

Najważniejszym aspektem pracy z zbieraczami jest przekonanie ich, że wymagają opieki medycznej, która pomoże im rozwiązać problem z ich przypadłością. Niestety, tak jak w przypadku namówienia na sprzątanie mieszkania – takie rozwiązanie udaje się zastosować niezwykle rzadko. Niewielu z zbieraczy decyduje się na pomoc psychiatryczną. W skrajnych przypadkach – gdy pracownicy socjalni stwierdzą, że osoba cierpiąca na syllogomanię nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować, nie pozwalając jednoczesnie na uprzątnięcie mieszkania – wszczynane jest postępowanie sądowe o umieszczenie w Domu Pomocy Społecznej bez zgody zainteresowanego. Procedura niestety trwa od kilkudziesięciu miesięcy do kilku lat, a to ze względu na konieczność przebadania przez co najmniej kilku specjalistów, jako że działanie takie oparte jest o ustawę o ochronie zdrowia psychicznego, w którym określone są jasno kategorie, które kwalifikują do postanowienia. Dopiero na jego mocy sąd może orzec o umieszczeniu osoby w Domu Pomocy.

- To są jedyne przypadki w których możemy podjąć bezpośrednie działanie, ale to trwa latami, ze względu na trudności, które sprawiają sami zainteresowani. Mamy sprawy, które toczą się już przez cztery lata i nie mogą jeszcze zostać zamknięte, a problem gromadzenia śmieci tylko narasta – mówi Iwona Rup-Staroń.

Problem zbieractwa nie jest problemem narastającym i nie dotyka on tylko Sosnowca. Jak mówi Marek Kopczacki, podobne sytuacje występują także w innych okręgach regionu i województwa, a z czasem ich tylko przybywa. W 2022 roku na ternie miasta MOPS badał trzydzieści środowisk dotkniętych problemem patologicznego gromadzenia przedmiotów. W roku poprzedzającym takich przypadków było dwadzieścia, odnotowano zatem wzrost o aż 50 procent. W obliczu coraz częstszych przypadków syllogomanii najważniejsza jest reakcja rządu, zwiększająca uprawnienia pracowników socjalnych i sanepidu. Bez tego zagrożenie związane z gromadzeniem śmieci może dotknąć nie tylko samych zbieraczy, ale także wszystkich, z którymi mają oni kontakt.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto