Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skałkowy patrol

PATRYCJA STRĄK
Praktyka pokazuje, że GOPR-owcy śpieszą z pomocą nie tylko w górach, ale i...
Praktyka pokazuje, że GOPR-owcy śpieszą z pomocą nie tylko w górach, ale i...
Jurajska Grupa Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego czuwa przez cały czas. W weekendowe i wolne od pracy dni ze stacji GOPR-u wyruszają co pewien czas terenowymi samochodami lub quadami ratownicy.

Jurajska Grupa Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego czuwa przez cały czas. W weekendowe i wolne od pracy dni ze stacji GOPR-u wyruszają co pewien czas terenowymi samochodami lub quadami ratownicy. W centrali stacji siedzi osoba, która kieruje GOPR-owców na akcje. 985 to numer alarmowy jurajskiego GOPR-u, pod którym należy zgłaszać niebezpieczeństwo.

- Prosimy taterników i turystów, by zabierali ze sobą komórki, ale bywa tak, że dzwoniąc na numery 112 - zgłasza się zupełnie odległa od nas służba. Potem dopiero przekazuje nam informację o wypadku. Może się zdarzyć, że taki telefon będzie źle zrozumiany, bo jeżeli taternik powie np., że kolega spadł z "Dziewicy" lub z "Flaszki", my od razu wiemy, o jaką skałę chodzi, a inni mogą poczytać takie hasło jako żart - wyjaśnia Piotr Van der Coghen, naczelnik Grupy Jurajskiej GOPR.
W niektóre letnie weekendy patrolują Jurę z policją. W ten ostatni jednak wśród ostańców towarzyszyliśmy im my. Podjeżdżamy na górę Zborów. Tam grupa adeptów wspinaczki trenuje pod czujnym okiem instruktora.

- Dla wspinaczy najważniejszą rzeczą powinny być umiejętności, a te należy zdobyć pod okiem licencjonowanego instruktora Polskiego Związku Alpinizmu. Wystarczy spojrzeć na grupę ludzi wspinających się w rejonie tzw. Wielbłąda, którzy nie mają żadnych zabezpieczeń - wyjaśnia naczelnik grupy jurajskiej, pokazując grupkę młodych ludzi, którzy w zwykłym sportowym obuwiu wchodzą na skałę. Dziewczynę, która jest już parę metrów nad ziemią, próbują asekurować dwaj mężczyźni, którzy nie mają żadnego sprzętu, lin, kasków, a tym bardziej uprzęży. GOPR-owcy mogą jedynie zwrócić uwagę.

Jedziemy do Jaskini Głębokiej. Nie jest trudna do przejścia, pozioma. Łatwość przyciąga turystów, ale właśnie z tego powodu dochodzi tam do wielu wypadków.

- Całkiem niedawno przewodnik wprowadził do tej jaskini grupę emerytów. Poszli bez latarki. Jednej ze starszych pań noga ugrzęzła między kamieniami. Kobieta siedziała po ciemku i marzła, bo w jaskini jest dużo niższa temperatura. Musiała czekać aż przyjedziemy - wyjaśnia Piotr Van der Coghen.

- Zapomina się także o kaskach. A, niestety, Jura się sypie. Odnotowaliśmy kilka przypadków, gdzie przyczyną wypadku było osunięcie się skały. Dlatego do Jaskini Kamiennego Gradu, gdzie przy spuszczaniu i wyciąganiu na linie zawsze obsypują się kamienie, jest obowiązek posiadania kasku. W zamku w Mirowie taternik zaczepił linę o głaz wapienny, który nie wytrzymał obciążenia i spadł na wspinającego się - wyjaśnia GOPR-owiec.

Zamek w Mirowie był kolejnym etapem naszego patrolu z GOPR-em. Akurat odpoczywała tu pielgrzymka pod pełną kontrolą opiekunów i księży. Zastanawiali się, kto przed nimi zostawił na zamku taką górę śmieci.
Z Mirowa spokojnie zaczęliśmy wracać do bazy. Wtem tuż przed GOPR-owskim autem doszło do wypadku. W kilka sekund ratownicy byli przy poszkodowanym. Nie była to typowa akcja ratunkowa GOPR-u. Mimo to ratownicy nie czekali na nikogo. Od razu ruszyli na pomoc.

Na trasie Podlesice - Żarki bmw uderzyło w jadącego przed nim malucha, który zamierzał skręcić w polną drogę. Uderzenie było tak potężne, że obrażeń doznał pasażer fiata. Natychmiast Radosław Buczkowski, ochotnik GOPR-u przystąpił do akcji ratunkowej. Rozpoczęto zabezpieczanie terenu. Nim jednak rozstawiono znaki, o mały włos w dwa rozbite samochody nie wjechał opel combi, który nie bacząc na ograniczenia prędkości, wyjechał zza wzniesienia. Na szczęście wylądował w rowie i ominął rozbite auto z poszkodowanym w środku. Na miejscu zdarzenia natychmiast pojawiło się dwóch kolejnych ratowników: Adam Van der Coghen i Tomasz Osojca. Ratownicy przywieźli nosze, na których ofiarę przeniesiono w miejsce, gdzie miał wylądować wezwany wcześniej helikopter.

Po kilkunastu minutach maszyna pogotowia lotniczego usiadła w szczerym polu. W tym czasie jurajscy GOPR-owcy zdążyli już opatrzyć młodzieńca, który jechał maluchem. Usztywnili mu kręgosłup, przeprowadzili wszystkie niezbędne badania stanu ofiary.

- Kontakt z poszkodowanym jest. Wszystko wydaje się w porządku, ale ofiara na razie jest w szoku. O tym, czy rzeczywiście nic mu się nie stało oprócz kilku stłuczeń i odrapań, będzie można stwierdzić po prześwietleniach i gdy chłopak się uspokoi - wyjaśnia dowodzący akcją ratunkową, Piotr Van der Coghen, naczelnik Grupy Jurajskiej GOPR.
Helikopter z poszkodowanym odleciał. Opla udało się bez problemu wyciągnąć z rowu. GOPR-owcy wrócili na posterunek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co zrobić w trakcie wypadku drogowego?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto