Jakie są początki Sexy Suicide?
- Zespół założyliśmy dziesięć lat temu, jeszcze z Michałem Kapuścińskim. Graliśmy wtedy pod nazwą Neon Romance,a nasza twórczość głównie materiał instrumentalny. Wtedy też wypuściliśmy nasz pierwszy materiał, Midnight Stories. W 2014 dołączyła do nas wokalistka, Marika, a niedługo potem z zespołu odszedł Michał.
Nie była to jedyna zmiana personalna w składzie zespołu, prawda?
- Nie, w 2020 roku z zespołu odeszła Marika, która poświęciła się rodzinie. Obecnie gramy jako duet: ja, instrumentalista i wokalistka, Monika Kaptur.
W jakich gatunkach poruszacie się najchętniej i skąd taki, a nie inny pomysł na twórczość?
- Gramy muzykę, którą można najszerzej określić jako synthpop, ale przyłączamy również elementy dark syntu, dark vawe i industrialu. Do tej pory wydaliśmy cztery albumy, dwa własnym sumptem, dwa w wydawnictwach muzycznych. Występowaliśmy też na festiwalach, takich jak katowcki Off Festival, Castle Party, green Hopps Festival w Olsztynie. Graliśmy też za granicą, w Niemczech, na Ukrainie na festiwalu PolyAnna, Anglii, Irlandii i Czechach.
A dlaczego właśnie te gatunki? Jako młody nastolatek słuchający punka byłem zafascynowany latami osiemdziesiątymi dwudziestego wieku a fascynacja ta nasiliła się od powrotu takich wykonawców eurodisco. Mimo tego że twórcy ci wykonywali muzykę dyskotekową, to była to muzyka ambitna, posiadająca głębię. Później odkryłem Depeche Mode, który odwrócił mój świat do góry nogami i do dzisiaj pozostaje moim ulubionym zespołem. Można powiedzieć, że przez lata ewoluowałem, z ortodoksyjnego fana Depeche Mode otworzyłem się na nowe gatunki: post-punk, dark wave, muzykę industrialną. Przez lata nasiąkałem wpływami i w pewnym momencie poczułem potrzebę oddania tego wszystkiego. A że przy okazji odkryłem w sobie talent kompozytorski postanowiłem zrobić z tego użytek. Tworzenie muzyki pozwala mi na wyrażenie siebie i danie ujścia wszystkim emocjom.
">
Inspiracje latami osiemdziesiątymi szczególnie mocno brzmią w waszym ostatnim minialbumie, a szczególnie w promującym go utworze „Klatka”. Przesłuchując ją można wyłapać także nawiązania do takich zespołów, jak Lombard.
- Serio? Cieszę się, że udało Ci się usłyszeć. Pisząc „Klatkę” nie myślałem konkretnie o Lombardzie, ale zależało mi, żeby uchwycić właśnie brzmienie tamtego okresu, chociaż każda nasza płyta jest zainspirowana muzyką tamtej dekady.
W swojej twórczości chętnie odnoszę się do klimatu Polski lat 80., atmosfery zimnej wojny, gdzie nad głowami mieszkańców wisiało zagrożenie konfliktu nuklearnego. To odbiło się na muzyce tamtego okresu, nadając jej charakterystyczny, duszny i klaustrofobiczny klimat. Ludzie otwarcie sprzeciwiali się temu, co się dookoła nich działo a wiadomo, że najlepsza muzyka rodzi się właśnie z buntu. To właśnie chciałbym przenieść do mojej muzyki: ten klimat niesamowitości, duszności, wampiryzmu.
Te inspiracje słychać nie tylko w muzyce, ale widać je także w teledysku do „Klatki”, gdzie korzystacie z stylizacji i makijażu w stylu tamtej dekady, utrzymanej w stylu neogotyckim. Kto jest jego autorem?
- Pomysł na scenariusz i stylizację jest mój. Reżyserią klipu zajął się Bartek Stypka, częstochowski artysta, związany kiedyś z kolektywem Monstfur. Współpracowaliśmy już wcześniej przy produkcji teledysku do „Dream Revenge”. Na jednym ze spotkań padł pomysł by zrobić coś znowu razem i padło na „Klatkę” właśnie.
Efekt waszej współpracy jest świetny! Świetnie uchwyciliście postindustrialne klimaty Zagłębia.
- Bo ten temat zawsze mnie fascynował (śmiech). Kiedy jeszcze studiowałem fotografikę główną tematyką moich prac były właśnie opuszczone zakłady pracy i fabryki. Ta fascynacja przeniosła się potem na muzykę. Cały mini album to właśnie taka tematyka. Można powiedzieć, że ten materiał jest lokalnie patriotyczny, to hołd dla Sosnowca, brutalistycznych osiedli robotniczych, mieszczących się tutaj zakładów przemysłowych.
Tęsknisz do tamtych czasów?
- Tak, jak najbardziej! Jest takie powiedzenie, że w kiedyś bloki były szare a życie kolorowe, a teraz kolorowe są bloki, za to życie jest szare i ja się pod tym podpisuję. W współczesności brakuje mi tej prawdziwości, która charakteryzowała i ludzi, i muzykę tamtego okresu. Spójrz chociaż na popowe kawałki, które zdobywały wówczas pierwsze miejsca na listach przebojów. Poza chwytliwymi melodiami miały niezwykle głębokie, życiowe teksty: „Another Day In Paradise” Phila Colinsa to kawałek o bezdomności, „Luca” Susan Vegi mówi o przemocy seksualnej, a „Smalltown Boy” Bronsky Beat o homofobii. A o czym mówi dzisiejszy pop? Moim zdaniem to przynajmniej pod kątem liryki straszna porażka.
Czekamy więc na nowy materiał Sexy Suicide! Kiedy można spodziewać się kolejnych utworów?
- Docelowo byłbym przeszczęśliwy, gdyby udało mi się siąść i pracować nad nowym materiałem. Chciałbym, żeby ostatnia epka była jego uzupełnieniem, ale jeżeli mam być szczery, to lato nie służy tworzeniu dark synthu i industrialu (śmiech). Czekam na jesień i będę się zabierał do pracy. Odczuwam wtedy aurę, która potrafi mnie natchnąć, uwielbiam założyć płaszcz, udać się na spacer i chłonąć cały ten klimat.
Dziękuję za rozmowę!
- Dziękuję również!
">
Nie przeocz
- Goło i wesoło na lotnisku w Katowicach. Cała Polska mówiła o tej "akcji" we wrześniu
- Zadyma na Wielkich Derbach Śląska. Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 0:1. ZDJĘCIA
- Zabrze. Kto znajdował się we wraku auta? Znane są wyniki badań DNA
- Zmarł radny z Knurowa i znany trener. Wojciech Kempa w chwili śmierci miał 41 lat
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?