Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Restaurator z Sosnowca: Koronawirus, więc rozumiem decyzję rządu. Zapłacę ludziom, zapasy dam jadłodzielni

Redakcja
Pixabay
Po piątkowej decyzji rządu o wprowadzeniu restrykcyjnych przepisów dotyczących walki z koronawirusem, które mogą – oby – powstrzymać pandemię, ale z pewnością bardzo poważnie uderzą w biznes i wpłyną na gospodarkę, rozmawiamy z Bartłomiejem Śliwińskim, właścicielem restauracji Belvedere w Sosnowcu. To elegancka restauracja na 120 osób, mieszcząca się w Pałacu Schoena, w zabytkowym gmachu Muzeum Miejskiego.

Restaurator z Sosnowca: Walczymy z koronawirusem, więc rozumiem decyzję rządu. Zapłacę ludziom, zapasy dam jadłodzielni. A potem też liczę na pomoc.

Po piątkowej decyzji rządu o wprowadzeniu restrykcyjnych przepisów dotyczących walki z koronawirusem, które mogą – oby – powstrzymać pandemię, ale z pewnością bardzo poważnie uderzą w biznes i wpłyną na gospodarkę, rozmawiamy z Bartłomiejem Śliwińskim, właścicielem restauracji Belvedere w Sosnowcu. To elegancka restauracja na 120 osób, mieszcząca się w Pałacu Schoena, w zabytkowym gmachu Muzeum Miejskiego.

Premier ogłosił właśnie wejście w życie bardzo restrykcyjnych przepisów dotyczących walki z koronawirusem. M.in. na dwa tygodnie zamknięte zostaną restauracje, puby i kluby. Co to oznacza dla właściciela restauracji?

Oznacza to być albo nie być. Podejrzewam bowiem, że ten zakaz funkcjonowania restauracji potrwa dłużej niż dwa tygodnie. To są ogromne straty, nie da się ich w zasadzie zniwelować.

10 tysięcy? 30… 50? Straci Pan duże pieniądze, bo…?

Już mówię, spójrzmy na koszty. Pracownicy: 9 osób. Oczywiście, że muszę i chcę im płacić, przecież mają rodziny, muszą z czegoś żyć. Następnie czynsz, potem media – ogrzewanie, to zabytkowy gmach, nie mogę go ot tak wyłączyć. Dalej: odwołane imprezy, klienci chcą zwrotu zaliczek… Same ZUS-y, raty leasingowe na piec czy zmywarkę, telefony, tego typu koszty, to około 30 tysięcy miesięcznie. Mamy też umowy sprzedażowe, jesteśmy zobowiązani, że sprzedamy określoną ilość na przykład napojów. Pytanie, czy producenci w ramach tych umów będą chętni do negocjacji.

Dowiedział się pan o decyzji rządu z telewizji i co zrobił w pierwszej kolejności?

Zacząłem od obdzwaniania klientów, tych, których imprezy wypadały najszybciej. Oczywiście, wszyscy myśleli o epidemii, ale zamkniętych imprez weselnych nie odwoływano. Wszyscy zaskoczeni. Nie bardzo wiedzą, co robić. Jedno przyjęcie na pewno już przesunąłem. Tylko na kiedy? Jak długo potrwa taki stan? Najgorsze, że nikt tego nie wie. Takie kryzys odbije się też na portfelach moich klientów – to jasne. Pytanie, czy będą mieli potem w ogóle jakieś pieniądze na jedzenie w restauracjach i przyjęcia.

Jakie koszty uda się panu obniżyć?

Być może część czynszu? Liczę na przychylność miasta. Moja restauracja mieści się w budynku instytucji miejskiej, więc szansa jest. Samorządy mogłyby pomóc. Rozmawiałem też już z pracownikami. Płacić im chcę i muszę – jak powiedziałem – ale umówiliśmy się na coś na kształt „postojowego”. Nie świadczą pracy, a ja płacę im 80 procent pensji. To kucharze, kelnerzy, pomoce kuchenne.

A co z zapasami. Z już kupionym jedzeniem?

Oczywiście towar leży. Nie wszyscy zdają sobie sprawę ze skali. Na tylko dwie imprezy to jest około 250 kilogramów jedzenia. Tego nie da się po prostu zamrozić i przechować na lepsze czasy. Część zapasów oddam jadłodzielni.

Premier wspomniał o możliwości dowożenia jedzenia, kateringów.

Świadczyłem usługi kateringowe, zaopatrywałem przyjęcia, mam transport. Ale to jest zupełnie inny rynek, nie da się szybko przejść na taki model. Zwłaszcza w eleganckich restauracjach, gdzie nie wozi się prostych dań do domu.

Ile Pana biznes wytrzyma w takiej formule?

Myślę, że przez dwa miesiące jestem w stanie wytrzymać bez pomocy. Przetrwać. Pamiętajmy, że nie wszystko wróci do normy następnego dnia po odwołaniu zakazu. Ludzie będą się dłużej bali chodzić w miejsca publiczne. A niektórych najzwyczajniej nie będzie na to stać.

Czeka pan na wsparcie rządu?

Oczywiście. W takiej sytuacji są tysiące przedsiębiorców w Polsce, którzy dają pracę wielokrotnie większej liczbie ludzi. Co mamy zrobić? Zamknąć biznesy? Rozumiemy decyzję rządu, jest ważna i potrzebna, teraz jest pytanie, jak sprawić, by firmy nadal istniały i zatrudniały ludzi.

Rozmawiał: Marek Twaróg

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto