Poszukiwani górnicy nie przeżyli wybuchu
Ze wstępnych ustaleń do zapłonu metanu, a w konsekwencji do wybuchu, doszło podczas urabiania przez kombajn ociosu ściany. Po wybuchu akcja poszukiwawcza musiała zostać wstrzymana z powodu pożaru i wysokiej temperatury w wyrobiskach, która dochodziła nawet do 200 stopni Celsjusza. Ratownicy budowali tamy ochronne z kilku stron wyrobiska. W rejon wypadku tłoczono azot, aby nie dopuścić do zwiększenia zagrożenia pożarowego i wybuchowego związanego z obecnością metanu.
Czeskie służby od początku informowały, że nie ma możliwości, by górnicy, którzy zostali na dole, mieli szansę na przeżycie. Zaraz po tragedii na powierzchnię wydobyto ciało jednej osoby. W ciągu kilku następnych dni kolejne trzy. Górnicy, którzy zginęli, mieli od 25 do 53 lat. Większość była zatrudniona przez jastrzębską firmę Alpex. Pochodzili z Zabrza, Chałupek, Gliwic, Jastrzębia-Zdroju, Goleszowa, Cieszyna, Mysłowic, powiatu będzińskiego i województw: kujawsko-pomorskiego, świętokrzyskiego i wielkopolskiego.
Na miejscu z czeskimi ratownikami współpracowali polscy ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
- Ratownicy, w tym oddziały z Bytomia, są na dole. Zanim jednak przejdą do odnajdywania ciał, sami muszą zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo. Na dole panuje bardzo wysoka temperatura, ponad 200 stopni. Wysokie są również stężenia metanu. Ratownicy wtłaczają azot, który pozwoli je obniżyć – mówił tuż po wypadku Ivo Čelechovský, rzecznik prasowy kopalni w Stonawie.
Od początku było jasne, że akcja poszukiwawcza może potrwać kilka miesięcy.
„Zginęli nasi koledzy”
21 grudnia, tuż po godz. 10 przed wejściem do kopalni CSM w Stonawie pojawiło się dwóch czeskich górników. Zapalili 13 zniczy symbolizujących 13 ofiar katastrofy.
- To wielka tragedia dla nas wszystkich pracujących w kopalni. Nie jest ważne, czy zginęli Czesi, Polacy czy Ukraińcy. Dzisiaj wszyscy jesteśmy razem. Nie znałem osobiście tych górników, ale tragedia wstrząsnęła mną dogłębnie - powiedział drżącym głosem Radomir Marton. Pod kopalnię przychodzili też okoliczni mieszkańcy, rodziny górników. Zapalali znicze, zostawiali kwiaty, modlili się i w ciszy oddawali cześć ofiarom.
- To moi koledzy. Znałem ich. Wszyscy mieli rodziny. Miałem ich zaprosić na pożegnanie, bo wykryto u mnie pylicę i idę na rentę. Gdyby nie to, byłbym z nimi tam na dole - przyznał Grzegorz Wierzbicki, były przodowy oddziału górników, którzy zginęli pod ziemią w Stonawie.
Na miejscu był również premier Mateusz Morawiecki. W związku ze śmiercią 12 rodaków, niedzielę 23 grudnia w całej Polsce ogłoszono Dniem Żałoby Narodowej.
Skomplikowana i długa akcja poszukiwawcza
Po wybuchu metanu w ciągu kilku dni na powierzchnię udało się wydostać jedynie cztery ciała. Dziewięć pozostało pod ziemią. Wszystko przez m.in. wysokie stężenie metanu i trwający pożar. Dopiero w kwietniu 2019 roku warunki pozwoliły na to, aby kontynuować akcję poszukiwawczą.
Teren objęty wybuchem metanu miał długość około 4,8 tys. m. Po tzw. zejściu kontrolnym i przewietrzeniu chodników ratownicy w specjalnych aparatach, umożliwiających im czterogodzinną pracę w trudnych warunkach, ruszyli w rejon, gdzie znajdowali się górnicy. W akcję zaangażowanych było 500 osób.
- Za pierwszą tamą w rejonie przodka znajdują się ciała pięciu osób - mówił Karel Blahut, kierownik kopalni CSM w Stonawie. - Tych zmarłych chcemy wydobyć w pierwszej kolejności. Jeśli warunki pozwolą, może to się udać jeszcze pod koniec kwietnia lub na początku maja. Ich ciała znajdują się około 250 m za tamą. Ciała pozostałych czterech górników są w ścianie przy kombajnie. Do nich dzieli nas około 500 metrów. Wydobycie ich może potrwać do połowy maja. Podkreślam, że wszystko zależy od warunków panujących na dole – tłumaczył wówczas Karel Blahut.
W kwietniu i maju 2019 dotarto do wszystkich zmarłych. W dniach 11-12 maja wydobyte zostały ciała ostatnich czterech ofiar – górników. Traumę rodzin pogłębiał fakt, że z uwagi na stan ciał zmarłych niezbędne było przeprowadzenie badań identyfikacyjnych DNA.
Rodziny otrzymały odszkodowania od czeskiej i polskiej strony. Przysługiwały im również renty, a wdowom pracę zaoferowała Jastrzębska Spółka Węglowa.
Przyczyny katastrofy wyjaśniają śledczy
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach i Prokuratura w Karwinie prowadzą śledztwo w sprawie wypadku. Postępowanie dotyczy nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa zdarzenia w postaci pożaru oraz gwałtownego wyzwolenia energii związanego z wybuchem metanu, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób.
Powołano też Międzynarodowy Zespół Śledczy z Polski i Czech. - Będziemy wymieniać się doświadczeniami, dokumentami, protokołami przeprowadzonych czynności – tłumaczyła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.
- Będzie o tyle prościej, że w sytuacji gdy powstaje Międzynarodowy Zespół Śledczy nie dublujemy czynności procesowych, czyli nie powtarzamy tych, które zostały przeprowadzone w Czechach. Tylko wymieniamy się doświadczeniami, dokumentami, protokołami z przeprowadzonych czynności. Te wykonane w Czechach, strona czeska przekaże nam, a strona polska przekaże te wykonane w Polsce – podkreślali śledczy. Dzięki porozumieniu prokuratorzy z polskiej części zespołu mogli brać udział w czynnościach na terenie Czech, np. przy oględzinach ciał, a także sekcji zwłok. Na wyniki śledztwa wciąż czekamy.
Po katastrofie w czeskiej kopalni nie brakowało głosów krytykujących stan bezpieczeństwa w czeskiej kopalni CSM w Stonawie.
- Na mojej zmianie "wybiło" metan. Trzeba było zatrzymać pracę, a to nie podobało się przełożonym, bo liczą się tylko metry i tony. Dochodziło do zasłaniania czujników metanu. Pamiętam sytuację, kiedy jednego z moich ludzi próbowano wysłać do pracy przy wysokim stężeniu metanu. Poszedłem do sztygara i powiedziałem: nie możesz pracować w dozorze, bo przecież masz dbać o nasze bezpieczeństwo, a nie wysyłać nas do pracy w niebezpiecznych warunkach. Ten brygadzista zginął w tej katastrofie... - mówił dziennikarzom DZ jeden z górników.
Inni polscy górnicy pracujący w Stonawie też potwierdzali, że nie zawsze z należytą starannością podchodzono do kwestii bezpieczeństwa.
Ivo Čelechovský, rzecznik spółki OKD, do której należy kopalnia w Stonawie, zdecydowanie odpierał zarzuty. Zaprzeczył, jakoby dochodziło do celowego zakrywania czujników metanu. Podkreślił, że pod ziemią obowiązują bardzo surowe przepisy bezpieczeństwa dotyczące obecności metanu.
- Może się jednak zdarzyć, że w krótkim czasie w miejscu gromadzi się metan, który następnie eksploduje. Dokładne przyczyny muszą zostać zbadane przez wyznaczoną komisję– mówił wówczas Ivo Čelechovský.
"Łza" symbolizuje ofiary tragedii
W rocznicę tragedii w parku w czeskiej Stonawie zaplanowano odsłonięcie pokaźnych rozmiarów posągu "Łzy" wykonanego w granicie. Obelisk powstał już w 2014 r. podczas międzynarodowego sympozjum rzeźbiarskiego w polskim Strzegomiu jako kropla symbolizująca prapoczątek wszelkiego życia.
Po tragedii pojawił się pomysł, aby była "wieczna łza" symbolizująca największą górniczą tragedię w tej miejscowości. Przy niej w językach czeskim i polskim jest też tablica przypominająca o wydarzeniu.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?