MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Odcięli wisielca w ostatniej chwili

Magdalena Nowacka
Starszy posterunkowy Grzegorz Wilk prezentuje nóż, którym przeciął smycz. Obok sierżant sztabowy Artur Karczyński. Olgierd Górny
Starszy posterunkowy Grzegorz Wilk prezentuje nóż, którym przeciął smycz. Obok sierżant sztabowy Artur Karczyński. Olgierd Górny
Nie czują się bohaterami. Nawet umówili się, że nie będą o tym za dużo rozmawiać. Nie chcą rozgłosu. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie szybka interwencja Artura Karczyńskiego i Grzegorza Wilka, policjantów z V ...

Nie czują się bohaterami. Nawet umówili się, że nie będą o tym za dużo rozmawiać. Nie chcą rozgłosu. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie szybka interwencja Artura Karczyńskiego i Grzegorza Wilka, policjantów z V Komisariatu, mieszkaniec ulicy Ligonia dziś już by nie żył...

Ze smyczą na strych

Kiedy w niedzielę o godzinie 22.45 oficer dyżurny przekazał im wiadomość, że na ulicy Ligonia, 48-letni mężczyzna chce się powiesić, na miejscu zjawili się w ciągu pięciu minut.

- Jechaliśmy dość prędko, ale dużo pomogła nam znajomość terenu. Wiedzieliśmy, w jakie uliczki wjechać, żeby być najszybciej. Nie ukrywam, że przemknęło mi pytanie, czy zdążymy - opowiada sierżant sztabowy Artur Karczyński.

Policję powiadomiła konkubina.

- Przed domem spotkaliśmy zapłakaną 16, może 17-letnią dziewczynę. Mówiła, że jej ojciec wziął ze sobą smycz i poszedł na strych - opowiadają policjanci.

Podobno kiedy przyjaciółka chciała mu tę smycz zabrać, usłyszała, że chce się powiesić. Dlatego zadzwoniła po policję.

- Budynek jest dwupiętrowy. Wbiegliśmy po schodach. Nie było światła. Na szczęście mieliśmy latarki. Strych jest tam podzielony jakby na trzy części. Kiedy wbiegliśmy do tej ostatniej, zobaczyliśmy jak mężczyzna dosłownie na naszych oczach spada z krzesła, na którym stał - opowiada sierżant Artur.

W ostatniej chwili

Policjant podbiegł i chwycił mężczyznę wpół. Był ciężki.

- Ważył chyba grubo ponad 100 kilogramów. Nie wiedziałem, jak długo go tak utrzymam. Krzyknąłem na Grzegorza, bo wiedziałem, że ma przy sobie nóż - mówi Artur.

Sytuacja rozgrywała się w sekundach. Starszy posterunkowy Grzegorz Wilk zawsze nosi nóż przy pasku. Dostał go trzy lata temu od żony.

Podskoczył do stropu i odciął wiszącego na smyczy mężczyznę.

- Chwilę potem powiedział, że i tak się zabije. Wierzgał nogami, był bardzo agresywny. Żeby sprowadzić go na dół, musieliśmy zakuć go w kajdanki. Wyraźnie wyczuwaliśmy od niego alkohol - dodają policjanci.

Policjanci wezwali pogotowie. Musieli mu także udzielić pomocy, bo mężczyzna udawał (zdaniem funkcjonariuszy) omdlenia.

Próbowali też dociec, co było przyczyną próby samobójczej.

- W tym dniu miał komunię syna. Podobno odebrał też wyniki badań i twierdził, że jest chory i w ciągu miesiąca umrze - tak twierdził, opowiadają policjanci.

Artur pamięta, że bywał tu na interwencjach. Mężczyzna zdecydowanie nadużywał alkoholu. W niedzielę też ze szpitala trafił do izby wytrzeźwień. Obecnie jest pod opieką lekarza psychiatry. Podobno groził już kiedyś, że odbierze sobie życie.

- Nie czuję się bohaterem. Chociaż radość, z faktu że uratowało się czyjeś życie i to, że ktoś to docenia, nie jest bez znaczenia. Ale taką mamy pracę. Nieraz braliśmy udział w akcjach, w których mieliśmy do czynienia z podobnymi, poważnymi sytuacjami - opowiada Artur.

Sam pamięta, że nawet nie będąc na służbie uratował życie mężczyźnie podczas wypadku drogowego. W policji pracuje od dwunastu lat. Ma żonę i dziewięcioletnią córeczkę.

- Czy są dumne? Przyzwyczaiły się już, że to taka praca. Dziś, kiedy wróciłem po służbie, odprowadziłem jeszcze córkę do szkoły. I teraz najchętniej poszedłbym spać - mówi z uśmiechem Artur.

Taka to już robota

Grzegorz także uważa, że to normalne i że każdy z ich kolegów zrobiłby to samo. Jego staż w policji to sześć lat. Jest żonaty.

Zapytani, czy spodziewają się nagrody, uśmiechają się z zażenowaniem.

- Nic, a co mamy dostać - mówią.

Natomiast Grzegorz Wierzbicki, rzecznik Komendy Miejskiej Policji jest pewien, że nagroda ich nie minie.

- Na pewno zostaną docenieni przez przełożonych. To nie pierwszy przypadek u nas, kiedy policjanci ratują komuś życie. Pół roku temu nasi policjanci uratowali z pożaru dwie osoby. Z tego co pamiętam, dostali zegarki. Ale wiem też, że wykonują swoją pracę bez myślenia o nagrodzie. Bo tak naprawdę to, co zrobili, nie da się przeliczyć na pieniądze - mówi Grzegorz Wierzbicki.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto