MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Niech gnije w więzieniu!

Aldona Minorczyk-Cichy
Chciałem skrzywdzić te kobiety – przyznał podczas przesłuchania Piotr S.
Chciałem skrzywdzić te kobiety – przyznał podczas przesłuchania Piotr S.
Ten człowiek to psychopata, seryjny zabójca, bestia, wyrzutek społeczeństwa. Resztę życia spędzi prawdopodobnie za kratkami. Tydzień temu został skazany na dożywocie.

Ten człowiek to psychopata, seryjny zabójca, bestia, wyrzutek społeczeństwa. Resztę życia spędzi prawdopodobnie za kratkami. Tydzień temu został skazany na dożywocie. O przedwczesne zwolnienie będzie mógł się starać dopiero za 35 lat. Wyrok nie jest prawomocny.

Piotr S. ma na sumieniu życie Eulalii G., 53-letniej pracownicy sosnowieckiego żłobka i 25-letniej Moniki B., ekspedientki. Cudem z jego rąk wyrwała się Iwona Ż., 21-letnia studentka Politechniki Śląskiej. Została bestialsko pobita i zgwałcona. Ocalała, bo S. był przekonany, że nie żyje.

Innej kary być nie mogło
Wcześniej w Dąbrowie Górniczej okrzyknięty przez media „wampirem”, zgwałcił brutalnie kilka kobiet. Odsiedział wyrok i dalej robił swoje. Sędzia Jerzy Sikora tydzień temu orzekł wobec niego trzykrotne dożywocie. W Polsce kar się jednak nie łączy.

– Inaczej nie mogło być. Wyrok jest oczywisty. Cieszę się, że to się skończyło – mówi Grzegorz, syn Eulalii G.

Piotr S. to zaniedbany, chudy, łysiejący brunet. Nie rzuca się w oczy. A na pewno nie wygląda na bestię, która lubuje się w zadawaniu bólu ofiarom i bez zmrużenia oka odbiera im życie. Ot, taki niepozorny, zakompleksiony człowieczek. W tym przypadku pozory jednak mylą.

Wychował się w patologicznej rodzinie w Dąbrowie Górniczej. Wśród sąsiadów miał dość dobrą opinię. Niewielu z nich wiedziało, że w 1993 roku był skazany za brutalne gwałty. Nie było go pięć lat. Myśleli, że po prostu wyjechał.

W nyskim więzieniu Piotr S. nie sprawiał kłopotów, za dobre sprawowanie wyszedł po 5 latach. Nadzór nad nim sprawował kurator.

Potem znowu zaczął się pokazywać w domu matki. Niezbyt rozmowny, ale też niekłopotliwy. Pracował jako tokarz w zakładach mięsnych. Ożenił się z nauczycielką. Ona nie wiedziała o jego kryminalnej przeszłości, zaciekle go broniła. Z Dąbrowy Górniczej S. przeprowadził się do żony do Sosnowca. Na świat przyszła córeczka. Prowadził dobre, uporządkowane życie. Ale tylko pozornie.

Plotki o wampirze
Zimą 1993 roku w Dąbrowie Górniczej zawrzało. Ludzie z ust do ust przekazywali sobie plotki o wampirze. Nieznany mężczyzna atakował młode kobiety. Na krwawe łowy zawsze wychodził nocą. Wybierał ustronne miejsca. Swoje ofiary prosił o ogień, przyduszał, przewracał na ziemię, a na głowę zarzucał im ubranie. Okradał je też z drobnych przedmiotów. Nie zacierał śladów. Był bardzo brutalny – satysfakcję sprawiało mu zadawanie bólu, ale nie zabijał. Jeszcze nie.

Piotra S. zatrzymał patrol policji w Ząbkowicach. Jego wizerunek odpowiadał portretowi pamięciowemu gwałciciela, powstałemu dzięki zeznaniom jednej z napadniętych kobiet. Sąd skazał gwałciciela na sześć lat pozbawienia wolności. W uzasadnieniu wyroku napisano, że nie wystarczało mu tylko przełamanie oporu ofiary. Jedną z nich kilkakrotnie pobił. Pozostałym wykręcał ręce, ciągnął za włosy, przewracał na ziemię. Działał w sposób wyrafinowany.

Monika B. – ekspedientka
24 października 2002 roku po południu pan Janusz, mieszkaniec ul. Ostrogórskiej w Sosnowcu, wyszedł na spacer z psem do pobliskiego lasku. Uwagę czworonoga przyciągnęła sterta liści. Zaczął ją obwąchiwać i mimo wezwań nie chciał wrócić do właściciela. Zdenerwowany pan Janusz podszedł bliżej, żeby odciągnąć nieposłusznego zwierzaka. Coś go jednak tknęło. Poczuł smród. Nogą poruszył liście. Spod nich wyłoniła się kobieca ręka w daleko posuniętym rozkładzie. Powiadomił policję.

Biegli lekarze orzekli, że zgon kobiety nastąpił od 3 do 5 tygodni wcześniej. Jak się okazało, była to Monika B., zatrudniona jako sprzedawczyni w sklepie spożywczym przy ul. Kaliskiej w Sosnowcu. W pracy ostatni raz widziano ją 22 września. Po zmianie wyszła na przystanek przy ul. Wawel.
Prawdopodobnie chciała odwiedzić ciotkę mieszkającą przy ul. Ostrogórskiej. Następnego dnia nie pojawiła się w pracy. Śledztwo w sprawie jej zabójstwa umorzono 18 sierpnia 2003 roku z powodu niewykrycia sprawcy.

– Byłam wtedy w ciąży. Znałam swoją siostrę. W głowie mi się nie mieściło, żeby mogła porzucić pracę i tak sobie gdzieś wyjechać. Nie Monika. Ona była bardzo obowiązkowa. Kiedy zaginęła, rozklejaliśmy plakaty, poprosiliśmy o pomoc media. Byliśmy też u jasnowidza. Kiedy znaleziono jej ciało, to było jak najgorszy film. Mama doszła do siebie dopiero po tym, jak urodziłam dziecko. Na wnuka przelała całą swoją miłość do Moniki – opowiada Anna, siostra zabitej i zgwałconej.

Eulalia G. – pracownica żłobka
Kolejną ofiarą była Eulalia G. 15 października 2003 roku około godz. 21 do jej mieszkania przy ul. Bohaterów Monte Cassino przyszedł syn Grzegorz z żoną. Posiedzieli chwilę, bo pani Eulalia godzinę później zaczynała pracę w żłobku przy ul. Bolesława Prusa. Najbliżsi odprowadzili ją kawałek, resztę drogi miała przejść sama.

Piotr S. zaatakował ją na chodniku i dusząc, zaciągnął w zarośla. Zrzucił ze skarpy. Gwałcił ją za pomocą twardych narzędzi. Bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety było złamanie kręgosłupa szyjnego, połączone z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Ślady biologiczne bezsprzecznie jako sprawcę bestialskiego mordu wskazały na Piotra S. Ten początkowo zaprzeczał, ale w końcu przyznał się.

– Chciałem skrzywdzić te kobiety. Byłem zdenerwowany. Wypiłem i pokłóciłem się z żoną. One były do niej podobne – wyjaśniał prokuratorom.

Zwłoki kobiety znaleziono następnego dnia. To był makabryczny widok. Najbliżsi, którzy musieli je zidentyfikować, nie zapomną go do końca życia. Grzegorz, syn zamordowanej, zdecydował się na zostanie oskarżycielem posiłkowym w procesie. Kiedy odczytywano wyrok, a potem jego uzasadnienie – płakał.

Iwona Ż. – studentka
18 kwietnia 2004 roku do Piotra S. przyszli znajomi. Późnym wieczorem mężczyzna postanowił ich odprowadzić. Wcześniej pokłócił się z żoną. Wzbierała w nim wściekłość i podniecenie. Musiał się wyładować. Kiedy po północy wrócił do domu, miał pokiereszowaną szyję, a ubranie całe w błocie. – Zaatakował mnie jakiś facet. Musiałem się bronić. Przewróciłem się. Nie mam pojęcia, kto to był – opowiadał żonie.

Iwona Ż. 18 kwietnia 2004 roku wracała do domu w Sosnowca z Katowic tramwajem numer 15. O 23.15 wysiadła na przystanku przy ul. Sobieskiego i skierowała się w kierunku ul. Naftowej. Kiedy przechodziła przez torowisko, zauważyła, że w krzakach kuca nieznany mężczyzna. Wstał i podszedł do niej.

– Ma pani zapalniczkę? – zapytał.

Zaprzeczyła. Rzucił się na nią. Zaczął ją dusić, następnie przewrócił na ziemię, rozpiął spodnie i zdjął bieliznę. Kiedy zaczynała się bronić, dusił. Iwona zaprzestała obrony i to uratowało jej życie. Piotr S. gwałcił ją w brutalny sposób przez kilkanaście minut. Na koniec ją okradł.
Nie zabił Iwony tylko dlatego, że był przekonany, iż dziewczyna już nie żyje. Kiedy odszedł, kobieta wstała i ubrała się. Zaczęła iść w kierunku domu.

Nie mam wątpliwości – to on!
Sosnowieccy policjanci zaczęli szukać oprawcy Iwony Ż. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że mają do czynienia z seryjnym zabójcą. Dziewczyna jest ponadprzeciętnie spostrzegawcza. To zgubiło „wampira”. Portret pamięciowy, jaki powstał dzięki Iwonie, był bardzo dokładny. Piotra S. zatrzymano, kiedy wracał z pracy. Wysiadł z tramwaju i skierował się w stronę podziemnego przejścia. Tam czekali na niego funkcjonariusze. Nie był zaskoczony. 21-letnia studentka rozpoznała go wśród kilku innych mężczyzn. Miał przy sobie jej telefon komórkowy.

Badania biologiczne wskazały, że Piotr S. jest sprawcą jeszcze jednego gwałtu – na Eulalii G. W pierwszej fazie śledztwa przyznał się także do zabójstwa Moniki. Szczegółowo opisał zdarzenie, jego okoliczności i miejsce. Potem wycofał się z tego. Sąd uznał jednak, że choć nie ma dowodów w postaci np. badań DNA (zwłoki nie nadawały się już do pobrania próbek), to sprawcą był S.

– Niech zgnije w więzieniu. Żeby już nigdy nikomu nie zabrał życia. Powinna być śmierć za śmierć. Życzę mu, by apelacja od wyroku nic nie pomogła. Będę się o to modlić – mówi Anna, siostra Moniki B.


Przerażające zbrodnie
• Jednym z najsławniejszych „wampirów” był mieszkaniec Katowic, Jan Arnold, który na początku lat 60. zamordował cztery prostytutki. Zwabiał je do mieszkania przy ul. Dąbrowskiego. Zabijał, a ciała upychał w meblach.
• Zdzisław Marchwicki, „Wampir z Zagłębia” w latach 1964- 1970 zamordował podobno 14 kobiet, a sześć usiłował pozbawić życia. Jedną z jego ofiar była bratanica Edwarda Gierka. Sprawcy morderstw nie można było jednak znaleźć przez kilka lat. W końcu podejrzenie padło na konwojenta z Siemianowic Śląskich, Zdzisława Marchwickiego. Przyznał się do wszystkich zabójstw, jednak jego proces do dzisiaj wzbudza kontrowersje. Marchwickiego stracono w 1975 roku w milicyjnym garażu w Katowicach.
• W latach 70. postrach budził również „Pętlarz” z Sosnowca, który napadł na 17 kobiet. Dostał 25-letni wyrok, zmarł w więzieniu.

od 7 lat
Wideo

Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto