Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Józef Berdnarczyk, ratownik z powołania

Barbara Bargieł, Paweł Kowalski
Fot. Olgierd Górny
Fot. Olgierd Górny
Niedawno pan Józef Berdnarczyk obchodził 70. urodziny. Wciąż jest aktywnym zawodowo ratownikiem wodnym, a kondycji może mu pozazdrościć wielu 20-latków.

Niedawno pan Józef Berdnarczyk obchodził 70. urodziny. Wciąż jest aktywnym zawodowo ratownikiem wodnym, a kondycji może mu pozazdrościć wielu 20-latków. Tak doskonałą formę zawdzięcza aktywnemu trybowi życia i pogodzie ducha.

Jego przygoda ze sportem zaczęła się w klubie sportowym "Błyskawica" w Piekarach Śląskich, gdzie trenował boks. W latach 50. odbył służbę wojskową w Gdańsku, walcząc w barwach jednostki.

- Swego czasu byłem wicemistrzem Gdańska w wadze lekko średniej - przyznaje pan Józef. - Po powrocie z wojska przestałem trenować, ale grałem w piłkę nożną.

Jednak prawdziwe powołanie odnalazł całkiem przypadkowo. Pracował jako cieśla w kopalni, a wolny czas spędzał na grodzieckim basenie.

- Odbywał się tam kurs na ratownika, postanowiłem się więc zapisać z ciekawości. To był początek mojej 40-letniej pracy w tym zawodzie. Bardzo dobrze wspominam tamten okres. Nadal byłem cieślą, ale wakacje spędzałem nad wodą. Jako ratownik wyjeżdżałem na kolonie, byłem m.in. w Łebie i Ustce - mówi pan Józef.

Praca ratownika to przede wszystkim wielka odpowiedzialność za ludzkie życie. Bardzo ważne są czujność i refleks oraz podzielność uwagi, zwłaszcza gdy z kąpieliska korzysta kilkadziesiąt osób. Ratownikowi nie może też zabraknąć zimnej krwi. Właśnie ta cecha zadecydowała o życiu pana Krzysztofa.

- To była moja najtrudniejsza akcja. Od czasu do czasu czyścimy kratę z kanału odpływowego na dnie basenu, ale zawsze wcześniej należy wyłączyć pompy, czego, niestety, nie zrobił jeden z młodszych ratowników, który tylko obserwował takie czynności. Kiedy zdjął kratę, z ogromną siłą został przyssany do dna basenu. Bardzo szybko wyłączyliśmy pompy i wezwaliśmy pogotowie, jednak musiałem kilkakrotnie schodzić pod wodę, zanim zdołałem go wydostać. Do dziś, kiedy patrzę na tę kratę, przypomina mi się tamto zdarzenie - wspomina pan Józef.
Nie jest to jedyna osoba zawdzięczająca życie panu Józefowi. W zeszłym roku pracownik Uniwersytetu Śląskiego zasłabł w wodzie. Jak sam przyznał, gdyby nie pan Józef, nie ukończyłby nigdy książki, którą potem z dedykacją podarował swojemu wybawcy.

- Pamiętam jak pewnego razu na basenie pojawił się mocno nietrzeźwy mężczyzna, który mimo moich ostrzeżeń wszedł do wody. Nie minęło pięć minut, gdy potrzebna była interwencja. Ułożyliśmy go bezpiecznie pod kocem i powiadomiliśmy jego żonę. Kobieta widząc go leżącego pod przykryciem, była pewna, że wypadek skończył się tragicznie. Jej przerażenie szybko minęło, gdy usłyszała dobiegające spod koca głośne chrapanie - opowiada ratownik.

Od kiedy pan Józef odszedł z kopalni na emeryturę, czas poświęca pracy ratownika. Obecnie jest zatrudniony na basenie przy ul. Żeromskiego, a podczas wakacji pracuje na kąpielisku "Sielec". Przez długi czas był tu szefem ratowników, jednak teraz woli, by tę funkcję pełnili młodsi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto