Sprzęt do nurkowania oraz uprawnienia instruktorów szkolących strażaków w nurkowaniu podlodowym nie budzą zastrzeżeń. Tak ustaliła wczoraj komisja powołana przez komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej do zbadania okoliczności piątkowego wypadku na jeziorze Pogoria III.
Przypomnijmy, że dwóch uczestników kursu w krytycznym stanie trafiło do szpitali. W wodzie, pod lodem, stracili przytomność. Dlaczego do tego doszło? To ma ustalić druga komisja, składająca się z ekspertów zajmujących się nurkowaniem podlodowym.
Uratowało go zimno
42-letni Mirosław Smyczek, który w piątek zachłysnął się wodą podczas ćwiczeń, wczoraj rano odzyskał świadomość i zaczął samodzielnie oddychać.
- To prawdziwy cud! Jesteśmy tu od piątku, odkąd tylko dowiedzieliśmy się, co się stało. Już z nim rozmawialiśmy, chociaż mówić może tylko szeptem - mówiła nam uradowana bratowa chorego, Iwona Smyczek.
Nam również udało się porozmawiać z Mirosławem Smyczkiem. Nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć wypadku. - Nie wiem, jak to się stało. Mógł aparat oddechowy zamarznąć i w ciągu kilku sekund opróżniła się butla z powietrzem - powiedział. - Pamiętam, że chciałem się wynurzyć na powierzchnię, ale nade mną był lód. Nie umiałem znaleźć wyjścia. Powietrze uciekało bardzo szybko. Mirek (instruktor - przyp. red.) podał mi tlen, ale nie zdążyliśmy. Zabrakło nam paru metrów... i usnąłem.
Zdaniem dr. Janusza Fuchsa, ordynatora oddziału intensywnej terapii dąbrowskiego szpitala, pacjent nadal wymaga stałej pomocy medycznej, gdyż stwierdzono u niego zachłystowe zapalenie płuc i obrzęk mózgu spowodowany reanimacją. - Bezpośredniego zagrożenia życia nie ma. Zimna woda, w jakiej przebywał, zmniejszyła negatywne skutki zatrzymania krążenia - mówi lekarz.
Odzyska świadomość
Stan zdrowia 34-letniego Andrzeja Bema - drugiej ofiary wypadku - jest wciąż ciężki. Ale i u niego następuje poprawa.
- Jest szansa, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin on również odzyska świadomość - mówi dr Lech Krawczyk, zastępca ordynatora oddziału klinicznego intensywnej terapii szpitala wojewódzkiego w Sosnowcu, gdzie przebywa Andrzej Bem.
Przy chorym czuwa żona. Trzyma go za rękę i gładzi po głowie.
- Cały czas do niego mówię i czuję, że mnie słyszy. Widzę, że próbuje otworzyć oczy, ale nie może. Odwraca głowę w moim kierunku. Od piątku nastąpiła duża zmiana. Poprawiło się krążenie, bo gdy go pierwszy raz go tutaj zobaczyłam, był siny - mówi Renata Kuklińska-Bem.
W piątek na Pogorii III odbywały się ćwiczenia grupy strażaków z jednostki w Rybniku. Ćwiczyli pływanie podlodowe.
Kursanci z instruktorami mieli do wykonania pod wodą kilka prostych zadań. Mirosław Smyczek i Andrzej Bem w pewnej chwili przestali je wykonywać. Okazało się, że stracili przytomność. Wyciągnięci na powierzchnię nie dawali znaku życia.
Pierwszego przetransportowano do szpitala w Dąbrowie Górniczej, drugiego do szpitala wojewódzkiego w Sosnowcu.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Policja z Kenii kontra gangi terroryzujące Haiti
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?