Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Edyta Ostojak, aktorka Teatru Zagłębia i laureatka Złotej Maski: Nie myślałam o wyróżnieniach

TOS
fot. Maciej Stobierski/Teatr Zagłębia
Rola Ester zawsze będzie miała dla mnie szczególne znaczenie. To był mój debiut. Z "Korzeńcem" wiąże się wiele miłych zdarzeń - mówi nagrodzona Złotą Maska aktorka Teatru Zagłębia Edyta Ostojak.

- Pochodzi pani z zupełnie innej części Polski niż Zagłębie. Jak znalazła się pani w sosnowieckim teatrze?

- Pochodzę z Wielkopolski, studiuję we Wrocławiu, ale wieści o zapotrzebowaniu na śpiewającą niedużą blondynkę w Teatrze Zagłębia dotarły do mnie. Decydując się na szkołę teatralną, liczyłam się z wysokim prawdopodobieństwem oddalenia od domu rodzinnego. To w tym świecie częste i naturalne zjawisko.

- Na sosnowieckiej scenie zagrała pani w tym sezonie dwie ciekawe role: Ester Pławner w "Korzeńcu" w reż. Remigiusza Brzyka i Alicję w "Alicji w Krainie Czarów" w reż. Stanisława Melskiego. Czy spodziewała się pani takiego wyróżnienia jak Złota Maska?

Nie spodziewałam się i nie myślałam o wyróżnieniach, cieszyłam się z samych ról, z pracy, z bycia na scenie.Co nie zmienia faktu, że niezwykle przyjemnie jest móc odebrać taką nagrodę.

Podczas uroczystości wręczenia Złotych Masek jako najlepsze przedstawienie nagrodzony został również "Korzeniec" - spektakl, który cały czas cieszy się ogromnym powodzeniem widzów. Skąd, pani zdaniem, bierze się jego fenomen?

Często się nad tym zastanawiam i często rozmawiamy o tym z Korzeńcową ekipą. Ja myślę, że w tym spektaklu jest zaklęte coś magicznego. Oczywiście na sukces składa się ogromna praca wielu osób, inspirująca powieść, przyjemna atmosfera, charyzma reżysera, wspólny cel i można by jeszcze wiele składowych wyliczać, ale jest jeszcze ten magiczny pierwiastek, którego lepiej zbytnio nie rozgryzać, żeby czar nie prysł.

Jest pani jeszcze studentką wrocławskiejPaństwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Jak udaje się łączyć pracę w teatrze z nauką. Jak przebiegają prace nad dyplomem?

Bardzo intensywnie było w zeszłym roku, bo z prób "Korzeńca", pędziłam co tydzień do szkoły, do Wrocławia, żeby w niedziele robić próby, w poniedziałki pokazywać efekt w większości indywidualnej pracy. Ale i koledzy z roku i profesorowie bardzo mi pomogli specjalnie się ze mną spotykając, często dostosowując do mojego czasu, byli bardzo wyrozumiali. Teraz na czwartym roku zajęć jest niewiele, moi koledzy pracowali, inni jeszcze pracują nad dyplomem, niektórzy już również robią coś w teatrach, powoli piszemy prace magisterskie. Jeżeli chodzi o mój dyplom, to na pierwszym semestrze trzeciego roku robiłam dublurę w dyplomie roku wyżej i rola Aniki w "Pippi Pończoszance" jest moją dyplomową.

Jak zainteresowała się pani aktorstwm? Co zdecydowało o wyborze tego zawodu?

To przyszło nie wiadomo skąd i nie wiadomo, kiedy się wydarzyło. Wprawdzie od dziecka występowałam na wszystkich możliwych dożynkach wiejskich, akademiach, konkursach recytatorskich, wokalnych, zawsze mnie to pociągało. Wizyta w teatrze to było dla mnie za każdym razem jakieś mistyczne głębokie przeżycie i czułam coś w rodzaju zewu. Należałam do grupy teatralnej, przygotowywałam się do egzaminów do szkoły, ale byłam raczej sceptyczna, miałam w zanadrzu dziennikarstwo i polonistykę. Po pierwszej euforii studentki Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej przyszły też obserwacje statystyk dotyczących procentu osób po szkole pracujących w zawodzie. A jednak moje marzenie się spełnia, mogę być na scenie i to jest często właśnie to mistyczne uczucie z dzieciństwa.

Czy ma pani swoich aktorskich mistrzów, na których stara się wzorować?

Podziwiam całe mnóstwo aktorów, angielskich za ich duży przekaz niewielkimi środkami, rosyjskich za wielki ładunek emocjonalny, polskich za umiejętność kreacji i tutaj oczywiście na czele jest Tadeusz Łomnicki. Jest wielu wielkich i myślę że nie ma sensu ich wymieniać. Oczywiście staram się ich obserwować, ale każdy aktor ma swoją jakość, swoją osobowość i to ona zawsze będzie filtrem. Myślę, że to, na czym zawsze warto się wzorować to praca nad sobą i tutajjeszcze długa droga przede mną.

Oprócz "Korzeńca" i "Alicji w Krainie Czarów" na sosnowieckiej scenie można panią także od niedawna zobaczyć w roli panny młodej w "Bobiczku". Którą z tych ról lubi pani najbardziej?

Każdą z nich lubię za coś innego, każda czegoś innego mnie uczy i każda jest bardzo cenna, ale wydaje mi się, że Ester zawsze będzie miała dla mnie szczególne znaczenie. To był mój debiut i chociażby dlatego jest ważna, ale wiąże się z "Korzeńcem" tyle miłych zdarzeń, spotkań, rozmów, słów, emocji festiwalowych, że trudno będzie doświadczyć czegoś lepszego. Chociaż reżyser zawsze nam powtarza, żeby nie świętować już tak "Korzeńca", tylko patrzeć przed siebie. A więc oby spotykały nas kolejne takie wydarzenia.

Czego można życzyć Edycie Ostojak?

Następnych ciekawych ról. I może jeszcze 25 stopni Celsjusza i słońca za oknem.

Rozmawiał Tomasz Szymczyk

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto