Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czeladź: Sąd Najwyższy zdecydował. Marek G. zostaje w więzieniu. Został skazany za zabójstwo żony Anny w 2018 roku

Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Katarzyna Kapusta-Gruchlik
fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Sąd Najwyższy w Warszawie uznał wniosek obrońców Marka G. skazanego za zabójstwo żony Anny za całkowicie bezzasadny. Taki wyrok zapadł dziś przed godziną 9 rano w Warszawie. Były policjant zostaje w więzieniu. W 2019 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał wyrok skazujący Sądu Okręgowego w Katowicach i podwyższył mu karę pozbawienia wolności z 15 do 25 lat pozbawienia wolności.

Marek G., były policjant skazany za zabójstwo żony Anny, zostaje w więzieniu. Taką decyzję podjął 13 maja Sąd Najwyższy w Warszawie.

- Sąd Najwyższy dziś w sprawie Marka G. skazanego z art. 148 § 1 k.k., po rozpoznaniu w Izbie Karnej na rozprawie w dniu 5 maja 2021 r., kasacji wniesionych przez obrońców od wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach z dnia 8 sierpnia 2019 r., zmieniającego wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach z dnia 7 września 2018 r., oddalił kasacje obrońców jako oczywiście bezzasadne - mówi Martyna Łuczak z biura prasowego Sądu Najwyższego w Warszawie.

Marek G. był policjantem w Komendzie Miejskiej w Sosnowcu. Pracował w wydziale do walki z przestępczością gospodarczą. Został zatrzymany w październiku 2015 roku, wtedy też usłyszał zarzuty, jednym z nich był zarzut z artykułu 148. KK., o zabójstwo żony. Miesiąc później komendant wojewódzki wydalił go ze służby.

Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że Marek G. zaplanował zabójstwo żony - plan miał zrealizować, a następnie ukryć ciało kobiety. Powodem zabójstwa miał być trwający wiele miesięcy romans Marka z koleżanką z pracy (policjantka zerwała znajomość, gdy okazało się, że G. jest na celowniku prokuratury). Sąd uznał ponadto, że Marek G. dokonywał bezprawnie sprawdzeń w bazie danych. Miał też zwrócić się do jednego ze świadków: „Jestem już wolny”. Zdaniem prokuratury oskarżony zabił żonę w mieszkaniu - tuż za ścianą spała ich córka. Później miał dzwonić na komórkę żony i prosić, by ta wróciła do domu. To miało uwiarygodnić jego wersję wydarzeń. Jak twierdził żona wyszła z domu po kłótni o niepodlane kwiatki.

Annę Garską widziano ostatni raz 7 lipca 2012 roku. Dwa dni później mąż zgłosił jej zaginięcie. Kobieta nie stawiła się na planowaną operację wycięcia migdałków. Zdaniem śledczych nie odeszła od męża po kłótni, a została przez niego zabita, ponieważ ten miał romans z koleżanką z komendy. Proces poszlakowy trwał ponad dwa lata. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał Marka G. za winnego zabójstwa żony i skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Ponadto były funkcjonariusz miał m.in. korzystać z policyjnych baz danych, chociaż nie było do tego podstaw prawnych. G. uniewinniono natomiast od zarzutu usiłowania podżegania byłej kochanki do składania fałszywych zeznań.

Według ustaleń Sądu Okręgowego w Katowicach, Marek G. zamordował żonę 7 lipca 2012 roku pomiędzy godziną 22.30 a 23. Atak musiał być nagły (np. uderzenie, złapanie za szyję). Według sądu nie można wykluczyć, że do zdarzenia doszło w łazience (mają o tym świadczyć ślady krwi i wymienione dywaniki). Sąd uznał, że oskarżony miał motyw - narastający konflikt z żoną, romans z koleżanką z komendy oraz strach o utratę praw rodzicielskich do córki w przypadku rozwodu. Był to jednak proces poszlakowy. Do tej pory nie znaleziono ciała Anny Garskiej. Jej koleżanki z pracy, które były przesłuchiwane, podkreślały, że nigdy nie porzuciłaby zarówno córki, jak i pracy.

Według sądu, Marek G. umieścił zwłoki żony w dużej torbie podróżnej, razem z częścią rzeczy osobistych. Następnie przewiózł je samochodem i zakopał. Nie ustalono jednak gdzie. Wcześniej Marek G. wykonywał połączenia na telefon żony, nagrywał się na pocztę głosową. W tym czasie urządzenia logowały się jednak do tej samej stacji BTS (obejmującej zasięgiem mieszkanie małżeństwa). To ma świadczyć o tym, że Marek G. miał przy sobie telefon żony. Urządzenie trafiło w ręce śledczych w 2013 roku.

Telefon odnalazł się w wydziale przesyłek niedoręczalnych w Koluszkach. Był zapakowany w podwójną kopertę bąbelkową. Przesyłkę nadano jako list polecony do hostelu w Monachium 8 lipca 2012 roku z Katowic. Nadawcą miał być Jarosław D. z ulicy Radosnej w Katowicach. Śledczy ustalili, że w nocy z 7 na 8 lipca z komputera Marka G. wyszukiwano adresy niemieckich hosteli i właśnie D. Wpisano też hasło „poczta Katowice całodobowa”. Na kopercie znaleziono odcisk palca Marka G.

Prokurator Zbigniew Jamrozy podczas rozprawy apelacyjnej podkreślał, że oskarżony starał się utrwalać wizerunek Anny Garskiej jako wyrodnej matki, która porzuciła swoją rodzinę.

- Ponadto jako policjant przysięgał, że z narażeniem własnego życia będzie bronił życia innych obywateli tego kraju. W tym przypadku, niestety, pozbawił jednak życia własną małżonkę - mówił prokurator.

Badania wariografem wskazywały, że Anna Garska została uduszona lub utopiona. Mecenas Arkadiusz Ludwiczek, oskarżyciel posiłkowy rodziny Ani zaznaczał, że w tej sprawie są wątpliwości i jest to bezdyskusyjne.

- Gdzie jest ciało? W jaki sposób nastąpiła śmierć pokrzywdzonej? Tego nie jesteśmy w stanie ustalić - mówił mecenas Ludwiczek, jednocześnie wskazując, że w trakcie procesu wykazano, że istnieje nierozerwalny łańcuch poszlak, które świadczą o tym, że Marek G. zabił żonę.

- Sąd I instancji używa sformułowania: nie da się wykluczyć, że do zbrodni doszło w łazience. Moim zdaniem mamy tu błąd logiczny, ponieważ z jednej strony powodem takiego stwierdzenia miało być to, że oskarżony usunął dywaniki łazienkowe. Mieszkanie było szczegółowo badane przez biegłego i okazało się, że nie ma tam żadnych śladów, poza znikomą ilości krwi. Należała ona do oskarżonego. Z drugiej strony sąd twierdzi, że było to zdarzenie nagłe i ofiara miała być zaskoczona. Moim zdaniem jedno z drugim się wyklucza - mówiła mecenas Katarzyna Górny- Salwarowska, która jest jednym z obrońców Marka G.

- W sprawie przesłuchano wielu świadków. Nikt nie stwierdził, że oskarżony przed 7 lipca zachowywałby się w sposób agresywny. Nie ma na to dowodów - mówiła adwokat.

Zdaniem obrony Anna Garska wciąż może żyć, ale już w sekcie. Ewentualnie, po wyjściu z domu, miała stać się ofiarą przestępstwa. Wskazywano także, że Sąd Okręgowy w Katowicach nie uwzględnił m.in. wyników eksperymentu procesowego dotyczącego przeniesienia walizki ze zwłokami czy też opinii biegłego ortopedy, z której wynika, że oskarżony ma dyskopatię lędźwiową i nie byłby w stanie przenieść ciała żony. Co do odcisku palca na kopercie, obrona utrzymuje, że Anna Garska używała kopert, które były w domu, a oskarżony mógł mieć z nimi styczność.

Przed ogłoszeniem wyroku zarówno w Sądzie Okręgowym w Katowicach, jak i apelacyjnym, Marek G. mówił, że od czterech lat musi odpierać bezpodstawne zarzuty. Podkreślał, że jeśli sąd ma 99 procent pewności, że oskarżony jest winien, to powinien go jednak uniewinnić. - Ten jeden procent może bowiem oznaczać, że do więzienia trafi niewinna osoba - mówił Marek G.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bedzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto