Sosnowiecka para, Sylwia Jasińska i Rafał Litwiński, zakończyła udział w drugiej edycji teleturnieju "We dwoje" po czwartym odcinku. - Odpaść po czterech odcinkach to dobrze i źle. Źle, bo żal wspaniałej zabawy, a dobrze bo chyba lepiej odpaść teraz, niż na finiszu - ocenia Sylwia Jasińska.
Udział w programie to wspólna decyzja poparta SMS-em wysłanym przez kuzynów. Postawienie narzeczonych przed faktem dokonanym okazało się ciekawym pomysłem. Jednak sam SMS to początek drogi do studia telewizyjnego. Następny etap to wysłanie listu ze zdjęciem.
- Każde z nas napisało własny list, a potem połączyliśmy je w jeden. Pisaliśmy o tym, jak się poznaliśmy, co nas łączy i co możemy wnieść do programu. Jesteśmy razem 10 lat, więc tematów nie brakuje - opowiada Rafał Litwiński.
Organizatorzy wybrali spośród 2 tys. listów 200 najciekawszych i ich autorów zaprosili do kolejnego etapu eliminacji. W efekcie zostało wyłonionych 16 par turniejowych. Początek zmagań był bardzo wesoły lecz po kilku dniach myśl o wygraniu 200 tys. zł., luksusowego samochodu, przyjęcia weselnego i podróży poślubnej, zadziałała.
- Stres, emocje i rywalizacja robią swoje. Nie ma złośliwości, ale każdy zaczyna liczyć punkty i myśli o tym, by nie odpaść. Na około mnóstwo kamer i mikroporty. Najlepszy sposób to bycie naturalnym i spontanicznym, w końcu to zabawa - dodaje Robert.
Pobyt na planie to ciężka praca. Uczestnicy przyjeżdżają do Krakowa na tydzień i w tym czasie nagrywa się kilka odcinków. Nagranie godzinnego programu trwa cały dzień, a niekiedy dłużej. Wszyscy przywożą po kilka kreacji, które prezentują i konsultują ze stylistami. Należy też pamiętać o makijażu i odpowiedniej fryzurze. Wszystko wymaga pracy i czasu, a przecież to dopiero początek rywalizacji.
Do najtrudniejszych zadań, zdaniem uczestników, należy wspólne odpowiadanie na to samo pytanie.
- Można doskonale się znać i trafić na pytanie, w którym myśląc o tym samym, odpowie się inaczej. Nie da się ukryć, że bez szczęścia, ciężko jest wygrać. Poza tym przystąpiliśmy do programu spontanicznie, bez określonej taktyki i analizy poprzedniej edycji. Niektóre pary wydawały się przygotowane, ale nie jestem pewna czy to zagwarantuje im sukces - przyznaje Sylwia Jasińska.
Do studia nie można zapraszać znajomych. Publiczność dobierana jest przez organizatorów tak, by w razie remisu i konieczności głosowania szanse były równe.
Udział w turnieju poza przygodą i wspomnieniami nie gwarantuje korzyści materialnych. Albo wygrywa się główną nagrodę, albo nie ma co liczyć na symboliczny upominek. Można natomiast liczyć na... bycie zauważonym.
- To wspaniałe doświadczenie, które zbliżyło nas do siebie. Może kiedyś ponownie wystartujemy w jakimś teleturnieju. Na razie kibicujemy parze numer 6, choć wszyscy uczestnicy są sympatyczni i polubiliśmy ich - podsumowuje Sylwia Jasińska.
Burze nad całą Polską
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?