Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adam Kopciuszewski: Czterdzieści lat, setka życiorysów

Henryka Wach-Malicka
Król w "Iwonie, księżniczce Burgunda" z  Wojciechem Leśniakiem. 1997 rok
Król w "Iwonie, księżniczce Burgunda" z Wojciechem Leśniakiem. 1997 rok materiały teatru zagłębia
Książę, Żebrak, Bonaparte i Fajtłapa w jednym, czyli na benefis aktorski Adama Kopciuszewskiego w Teatrze Zagłębia zaprasza Henryka Wach-Malicka.

Gdyby nie złamał obojczyka, pewnie tylko byśmy o nim czytali: "Adam Kopciuszewski - gwiazda zespołu Danuty Baduszkowej". Ale złamał obojczyk, a w dodatku zakochał się w Ślązaczce. To znaczy najpierw się zakochał, potem złamał obojczyk. Kolejność jest ważna, bo jak mu w Gdyni tors z ręką zagipsowali na 6 tygodni, to przyjechał sobie odpocząć u boku katowickiej narzeczonej. No i został.

No i bardzo dobrze, bo przez następne 40 lat stworzył na scenach naszego regionu prawie 150 kreacji. W aktorskim slangu mówi się - z uznaniem - że tacy, jak on zagrają "od drzewa do Hamleta". Co się tłumaczy cywilom spoza teatru: "zagrają wiarygodnie każdą postać, bez względu na jej charakter i datę urodzenia".

Kopciuszewski nie tylko zagra, ale i zaśpiewa. A miał po kim geny odziedziczyć - jego ojciec, też Adam, był solistą Opery Śląskiej w Bytomiu. Do dziś na pytanie, dlaczego został aktorem, Adam junior odpowiada: - A jakie wyjście ma człowiek, który w wieku lat pięciu zagrał dziecię najsłynniejszej gejszy świata w operze "Madama Butterfly"? Zagrałem i wiedziałem, że będę żył na scenie. I ze sceny, choć to skromny chleb. Za namową taty najpierw skończyłem jednak Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, tak na wszelki wypadek.

Potem była szacowna krakowska Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna. To tam nauczył się tego, co prócz talentu stało się podstawą jego aktorskich osiągnięć: dyscypliny, szacunku dla słowa i pracy w zespole, gdzie każdy gra na swoją chwałę, ale i na chwałę kolegów. Jeśli miewał w życiu chwile zwątpienia, to właśnie wtedy, gdy doświadczał w teatrze nielojalności. Ale to zdarzało się rzadko i, zapewnia, nie tkwi zadrą w jego pamięci,

Aktor Andrzej Lipski, który wiele razy pracował z Adamem Kopciuszewskim na scenach Zabrza i Sosnowca, wspomina:

- Przy pierwszym spotkaniu, Adam wydał mi się nieco sztywny. Ale szybko okazało się, że jest człowiekiem bardzo ciepłym, życzliwym i umiejącym słuchać innych! A na scenie - szanującym kolegów, partnerem. W "Kordianie" on grał Wielkiego Księcia, ja - Cara. Przed premierą były próby sztuki, ale też fascynujące rozmowy na temat ludzkiej natury! Jako dyrektor teatrów miał natomiast Adam nieprawdopodobnego nosa do repertuaru. Wiedział, jaki tytuł trafi w oczekiwania albo jaką wypełni niszę. Wyprzedził o krok ogólnopolską modę na Gombrowicza, wprowadzając na afisz Teatru Zagłębia aż cztery inscenizacje jego dramatów. Zanim Adam Kopciuszewski rozpoczął przygodę ze scenami naszego regionu, po ukończeniu studiów wyjechał na Wybrzeże, do Teatru Muzycznego.

Z głębokim przekonaniem, że zostanie artystą musicalowym. To był gatunek, który pod koniec lat 60. szturmem zdobywał polskie sceny, stwarzał więc młodemu aktorowi ogromną szansę. I stałoby się może po jego myśli, ale przydarzyła się ta przygoda z obojczykiem, która diametralnie zmieniła wszystkie plany.

Przez cztery dziesiątki lat Adam Kopciuszewski stworzył kreacje w rolach czołowych bohaterów, ale zagrał też w wielu epizodach, których nigdy nie lekceważył. Uważa nawet, że... prościej jest stworzyć postać pierwszoplanową, bo aktor ma zwykle dużo materiału do analizy. Ale, gdy trzeba zaistnieć na scenie przez kilka minut, to trzeba opracować każdy niuans! Przez minione lata Adam Kopciuszewski, laureat 4 Złotych Masek, grał na scenach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Śląskiego w Katowicach i Nowego w Zabrzu, którego był też dyrektorem. Trudno wyliczyć jego aktorskie sukcesy, w pamięci każdego widza zapisał się przecież inaczej.

Z pewnością do największych osiągnięć może zaliczyć: Peachuma w "Operze za trzy grosze", Wielkiego Księcia w "Kordianie", Króla Ignacego w "Iwonie, księżniczce Burgunda", Horodniczego w "Rewizorze", Sajetana w "Szewcach", Księcia Himalaj w "Operetce", Pijaka w "Ślubie", Podkolesina w "Ożenku". Ale też galerię bohaterów komedii, których karykaturalność łagodził ciepłem i rozczulającą nieporadnością.

Przez ostatnie 15 lat szefował Adam Kopciuszewski sosnowieckiemu Teatrowi Zagłębia, któremu nadał wyrazistą opcję repertuarową i wysoki poziom artystyczny. Teraz odchodzi na emeryturę, choć nie żegna się ze sceną. Jego koledzy postanowili jednak podziękować dyrektorowi za współpracę i wspólne sukcesy. Jutro, 21 maja, po przedstawieniu "Niech żyje bal" urządzają mu benefis w Teatrze Zagłębia.

Aktor Wojciech Leśniak, który poprowadzi ten wieczór, nie ukrywa, że nad scenariuszem solidnie popracowali: - Nie będzie ani sztywno, ani za bardzo sentymentalnie, mamy w zapasie sporo żartobliwych niespodzianek! Adam to gość z ogromnym poczuciem humoru i nie lubi patosu. Wiem to, bo znamy się od wczesnej młodości. Także prywatnie, co wiele razy pomogło nam zbudować głębokie relacje między bohaterami na scenie. Czasami, na próbach zgadywaliśmy swoje reakcje, zanim nastąpiły, tak bardzo podobne było nasze myślenie o sztuce. Pracować z profesjonalistą - bezcenne!

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto