Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tymon Tymański: Kpię z show-biznesu i z siebie

Jacek Sobczyński
fot. Adam Warżawa
Z muzykiem Ryszardem Tymonem Tymańskim o jego filmie "Polskie gówno", drwinach z celebrytów, dawnej przyjaźni z Jackiem Kurskim, przywiązaniu do Polski i najnowszej płycie "Bigos Heart" rozmawia Jacek Sobczyński.

Tymon, cofnijmy się do końcówki lat 70. Jesteś uczniem podstawówki, a pierwsze wiadomości o tym, że z Polską nie dzieje się najlepiej, przekazuje ci… mały Jacek Kurski.

Tak, to prawda. Z Jackiem chodziliśmy wówczas na religię. Tam najczęściej graliśmy w statki. Katechezy prowadził ksiądz Kryzel - potężne chłopisko, metr dziewięćdziesiąt, niski, tubalny głos. Zawsze, kiedy podczas zajęć słyszał z końca sali cichutkie "A6, trafiony - zatopiony", stawał i krzyczał: "Kurski, Tymański, won!". Na zewnątrz nudziliśmy się, więc politycznie uświadomiony Jacek opowiadał mi o spięciach z Rosjanami i podobnych rzeczach. Niby incydent sztubacko-katechetyczny, a ja byłem mocno przestraszony, zwłaszcza że nie kumałem wtedy za bardzo polityki.

Potem studiowałeś filologię angielską, fascynowałeś się kapelami z Zachodu, a jednak pierwiastek polskości przeniknął do twoich tekstów.

Wiesz, ja cały czas mam w sobie poczucie rozerwania. Niby jestem anglistą, a piszę głównie po polsku, czasem robię sobie jaja, czasem są to rzeczy poważne. Pamiętam lata 80., pamiętam komunę, może nie za jej najgorszych, represyjnych czasów, ale kiedy wprowadzono stan wojenny, czułem, że zamykają się jakieś drzwi, a my wpadamy do ciemnicy. Jakbyś siedział w pokoju, w którym nagle zgasło światło, radio przestało grać programy Henryka Talara czytającego Philipa Rotha, z kin zlatują dobre filmy, a lampy na ulicy świecą mniej pomarańczowo. Co prawda bardziej odczuli to moi starsi koledzy z takich kapel jak np. Brygada Kryzys, ja byłem wtedy raczej nowofalowo-punkującym szczawikiem. Ale jestem dumny z tej Polski, wtedy, kiedy wyszła spod okupacji sowieckiej i teraz, po 20 fajnych latach.

Nie kusiło cię nigdy, żeby stąd wyjechać?

Nie wiem, co by się stało, żebym miał zwiać. Może, jakby wróciła komuna albo wybuchła wojna, bo nie będę bić się o pola macierzanki albo wrzosów. Dla mnie Polska to przede wszystkim przyjaciele i język, a nie jakieś zagajniki czy rzeczki. Może, jakbym był przyparty do muru, to walczyłbym z przyjaciółmi w powstaniu, ale mam nadzieję, że takich sytuacji nie doświadczę. Ja jestem artystą, artysta powinien śpiewać.

Albo grać w filmach. W przyszłym roku na ekrany wchodzi "Polskie gówno" według twojego scenariusza. Od ra-zu rozwiejmy wątpliwości - to nie jest kpina z konkretnych gwiazd show-biznesu?

Myślę, że nie. "Polskie gówno" to tytuł prowokujący, wziął się z jakiejś prawdy, rzuconej mimochodem przy okazji dziesięciogodzinnej podróży przez dziurawe polskie gościńce. I pojawiło się nagle takie hasło, symbolizujące narodowe nieudacznictwo. Opisuję to z perspektywy zespołu, pędzącego busem na kolejne koncerty, zespołu oferm, walczących o wygraną w konkursie piosenki na Mistrzostwa Europy w 2012 roku. Owszem, jest to kpina z szołbizu, ale żeby ją zrobić, musiałem też bardziej krytycznie spojrzeć na swoje dokonania. Na wieloletnie granie dla kilkudziesięciu osób za grosze, na wydawanie płyt, których nie ma. Dopiero kiedy pozwoliłem na polewanie z siebie i tego, że moja misyjność ostro podszyta jest nutką nieudaczności, wtedy skrytykowałem szołbiz. Wiesz, tę naszą medialną zaściankowość, krytykanctwo, obłudę, pokazywanie palcem, kto jest pedałem, a kto nie, tego typu historie.

Na swoim blogu często drwisz z celebrytów, a tymczasem w twoim filmie pojawią się m.in. Maryla Rodowicz i Michał Wiśniewski. Nie boisz się, że widzowie zarzucą ci niekonsekwencję?

Ale artysta nie musi być konsekwentny. Niekonsekwencją może być np. to, że, załóżmy, mam rodzinę, a przy tym zaliczam fanki po koncertach, czego zresztą nie robię od lat. Zaprosiłem ludzi, którzy mają do siebie dystans, jak choćby Marylę Rodowicz, megatwar-dzielkę, która - prywatnie - lubi moje nagrania. Zaprosiłem Anię Dąbrowską i Kasię Kowalską, bo fajnie, żeby pojawiły się na ekranie jakieś dziewczyny, zamiast dyżurnej bandy zaśniedziałych offowców. I tak potem to zmontuję, żeby wyszło na moje (śmiech). Chętnie zaprosiłbym też Kombii, ale oni się już chyba obrazili dokumentnie i nie wejdą w to.

No właśnie, jak poczułeś się, kiedy po dwudziestu latach aktywności artystycznej na różnych polach nagle pojawiłeś się na plotkarskiej stronie internetowej "Pudelek", bo wyśmiałeś Kombii?

Nie unikam mediów, zwłaszcza od momentu nagrania mojej ostatniej płyty, której rozeszły się z 2 tysiące egzemplarzy. Kiedy siedzę nad materiałem blisko dwa lata, nie chcę, żeby trafił on tylko na półki moich kumpli. Czuję się próżny, ale oprócz tego mam coś do powiedzenia i cieszę się, że ludzie chcą tego słuchać. Ja przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza, nie jestem fanem talk-show, ale pojawiam się tam, bo nie ma innych mediów, w których mógłbym się wygadać. Poza tym promuję też płytę, która jest nie tylko moja, ale też kolegów z zespołu i gości. To nie jest jakaś prywata ani krucjata antypopowa, tylko coś większego.

A czy film, którego bohaterem jest kapela nieudaczników, ma szanse powiedzieć coś o Polakach?

Sama kapela to może nie, ale siłą "Polskiego gówna" może być wpuszczenie na plan masy osób, które dołożyły do niego swoją energię. Ludzi z zupełnie różnych bajek. Chcę, żeby każdy z nich mógł dać tam cząstkę siebie, żeby każdy mógł powiedzieć, że posprząta to tytułowe gówno własnymi rękoma, i że tak naprawdę to wcale nie jest gówno, tylko fiołki.

Kiedyś powiedziałeś, że największą wiedzę o Polakach czerpiesz z rozmów po koncertach z widzami.

Wiesz, ja się czuję takim nieślubnym synem Joe Strummera (nieżyjący już wokalista zespołu The Clash - przyp. JAS), który potrafił siedzieć z fanami do bladego świtu i pie….ć o wszystkim i o ni-czym. Niektóre rozmowy są tragiczne, a niektóre cholernie ciekawe. Na przykład w Toruniu na schodach klubu rozmawiałem z facetem z seminarium, który jest katolikiem, a jednocześnie wierzy w reinkarnację i podawał mi ciekawe poglądy różnych głów Kościoła na ten temat. Dopóki takie rozmowy nie przeradzają się w dyskurs pijacki, dopóty czerpię z nich jakąś energię i odzew na to, co robię.

Słówko o twojej najnowszej płycie "Bigos Heart".

Ta płyta jest w dużej mierze dziełem przypadku i braku kontroli nad tym, co udaje mi się przy niej robić. Tytuł symbolizuje i serce polskie, i serce w kawałkach, i serce w stanie "zbigosowacenia". Obok siebie są dwa słowa - polskie i angielskie, co symbolizuje próbę łączenia przeze mnie tych dwóch kultur.

Płyta składa się głównie z angielskich piosenek. Masz ochotę podzielić się tym bigosem z resztą świata?

Jak najbardziej! Ta płyta jest szalenie uniwersalna, ale nie wiem do końca, jak się za to zabrać. Fajnie, żeby polskie offowe rzeczy przedostały się na szersze forum. Mówię tu także o płytach jazzowych formacji, które wydaję w mojej wytwórni Biodro Records, o rockowcach takich, jak poz-nańskie Alien Autopsy. Nie chcę, żeby to wsiąkło tylko w Polsce.

A jak wyglądać będzie twój kolejny projekt, który zakładasz z Grzegorzem Halamą?

Na razie to projekt gadany. Na razie bardzo się z Grzesiem Halamą zaprzyjaźniliśmy, jest on obecny zarówno na płycie "Bigos Heart", jak i w "Polskim gównie". Będzie to rzecz śmiała obyczajowo, czerpiąca sporo z naszej dychotomii fizyczno-psychicznej.


CV

Ryszard Tymon Tymański - ur. 1968, muzyk, wokalista, pisarz, poeta. Jako 18-latek brał udział w akcjach skandalizującej formacji artystyczno-performerskiej "Tot-Art". Zasłynął jako kontrabasista jazzowej formacji Miłość. Obecnie występuje z gitarowym Tymon/Transistors i jazzowym Tymański Yass Ensemble. Skomponował muzykę do filmów "Sztos", "Przemiany" i "Wesele". Dwukrotnie żonaty, ma synów Lukasa i Kosmę.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tymon Tymański: Kpię z show-biznesu i z siebie - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na sosnowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto